Archgoat, Bolzer, Svartidaudi, Eggs Of Gomorrh (Gdynia, Ucho 11-10-2017)

Agencja Into The Abyss zorganizowała w naszym kraju trzy koncerty kultowej fińskiej black metalowej formacji Archgoat. Pierwsza ze sztuk odbyła się w środę w gdyńskim Uchu. W roli supportów wystąpiły nie mniej interesujące bandy – Eggs Of Gomorrh ze Szwajcarii, Svartidaudi z Islandii oraz szwajcarski Bolzer.

W ten środowy wieczór w klubie zgromadziła się niewiele ponad setka zwolenników diabelskiego łupania. Archgoat jest zespołem, który dorobił się miana kultowego w określonym środowisku. Ich występ był swoistym musem dla maniaków. Również nietuzinkowe supporty, z których każdy prezentował odmienne spojrzenie na czarną sztukę, sprawiły że ten koncert jawił się jako bardzo intrygujący i interesujący.

W poszukiwaniu tego typu muzyki do trójmiejskich klubów zagląda określona ekipa, której nie uświadczysz na wydarzeniach z bardziej mainstreamowego nurtu metalowego. Jakoś nie przeraża mnie fakt braku wypchanej po brzegi sali w takie dni, na takich gigach. Jakość ponad ilość hehe.

Pierwszy support wlazł na dechy i od razu wyrwał wszystkich z jesiennej zadumy bombardując szybkim, surowym black metalem bez udziwnień. Szwajcarskie Eggs Of Gomorrh nie pozwoliło nawet na chwilę wytchnienia, serwując ze sceny pociski. Frontman dysponował rozdzierającym uszy na strzępy wokalem. Od samego początku widać było, że na scenie czują się dobrze. Jak na support zabrzmieli wyśmienicie, szczególnie sound basu dawał się odczuć gdzieś na wysokości żołądka i jelit, siejąc tam spustoszenie. Bardzo mocny start wieczoru z bezkompromisowym czarnym metalem. Jest to młodziutka kapela z zaledwie jedną płytą na koncie, wydaną w zeszłym roku. Taki debiut to ja rozumiem.

Islandzkie Svartidaudi też do starych wyjadaczy może nie należy, ale zdążyli już skutecznie zwrócić na siebie uwagę trzema epkami i jednym calakiem. Właśnie w przeciwieństwie do innych kapel, zespoły undergroundowe grające bardzo ekstremalne odmiany, wręcz nałogowo wydają krótkie materiały. Jakby unikały długograjów. Wyszli wysmarowani jak należy, twarze gitarzystów zakryte były maskami. Dał się odczuć „leśny klimat” przy pierwszych dźwiękach. Aczkolwiek rozwiązania w utworach Islandczyków były bardzo oryginalne. Nie jest to prosty, chamski i toporny metal. Ma to finezję, dużo chorej melodii, a nawet swoisty trans. Dużo efektów na gitarach i różnych brzmień. Trochę może było nawet za gęsto i dźwiękowiec sobie nie do końca z tym poradził, bo zlewały się instrumenty. Bas i perkusja za cicho, a gitary za bardzo puszczone w tych dialogach do przodu. Ale skoro takie podobne duszne brzmienie mają na płytach, widocznie tak miało być. Typowa muza żeby odlecieć, na pewno nie do pogowania, jak to niektórzy pod sceną próbowali. No ale wiadomo, każdy odczuwa inaczej, na tym polega piękno muzyki.

Bolzer już widziałem na żywo, gdy w Gdańsku supportowali Behemotha. Jakoś gdzieś mi wtedy umknęła magia i ewenement tej kapeli. Może była to kwestia brzmienia lub mojego podejścia – nie wiem. W Uchu mnie zabili i całkowicie przekonałem się do ich twórczości. Absolutnie nie grają muzy, której słucham na co dzień. Ale robią to w taki sposób, z takim pomysłem i jajem, że nie udało mi się ich tym razem zignorować. Dwuosobowy skład nie jest jakąś nowością w metalu. Istnieje parę hord o takim ograniczonym line-upie. Z tym, że to w ogóle nie przeszkadza, ani też nie umniejsza tym panom. KzR oraz HzR – bo takie są pseudonimy artystyczne tych Szwajcarów, wymyślili sobie, że nie potrzebują basisty i zagrają tak specyficzny death/black, jaki uważają za słuszny. A robią to profesjonalnie do tego stopnia, że nie ma się do czego przyczepić. Mimo kilkuletniego stażu namieszali w głowach wielu osobnikom poszukującym czegoś nowego w muzyce. Niby to wszystko jest oparte na starych klasycznych deathowych tudzież blackowych patentach, ale podane w taki sposób, że nie da się tego zaszufladkować. Nawet te zawodzone, jękliwe wokale frontmana nie przeszkadzają w odbiorze całości. Jest w tym jakaś niesamowita moc i siła. Ciężkie brzmienie gitary wsparte potężną perkusją to ich karta przetargowa. KzR to jakiś magik, potrafi łączyć te niekoniecznie proste riffy z wokalem. Żadnych wpadek, czy niedomówień lub przerw. Maszyna od początku do końca idealnie zaprojektowana. Bardzo dobra muza zagrana świadomie i z pasją, genialna dla kogoś, kto chce posłuchać czegoś nowego i nietuzinkowego, ale głęboko osadzonego w klasycznym graniu.

Arcykoza, jak to zwykło mówić się o Finach, nie gustuje w nowych trendach, nie bierze jeńców, nie idzie na kompromisy. Od ćwierćwiecza rąbie swój nieświęty black/death metal i ma głęboko wszystko w poważaniu. Wydaje mi się, że takim podejściem i nie zmienianiem stylu zjednali sobie rzeszę fanów. Nie skaczą z kwiatka na kwiatek jak inne kapele, nie idą z wiatrem (chyba, że tym północnym hehe). Pojawili się na scenie i zaczęli rytuał, jak gdyby robili to w tym miejscu co tydzień. Zero konferansjerki, tylko wyplute tytuły utworów przez wokalistę i jazda z kolejnym hymnem. Cechą charakterystyczną Archgoat jest brzmienie – surowe, brudne i ciężkie, oraz zwolnienia, które wprowadzają ten rytualny, okultystyczny klimat, niczym dokonania Hellhammer. Nie brakuje jednak też w ich muzyce blastów i wiadomego oldschoolowego łupania. Wokal typowo deathowy, wyrzygiwany przez Lorda Angelslayera z najczarniejszych zakątków jego trzewi. Dla laika taki metal to być może wtórność, nuda i flaki z olejem. Ale wydaje mi się, że tego wieczoru nie było tam takich osób na sali. Dla prawdziwego miłośnika starych rogatych dźwięków propozycja Finów to miód na uszy. Diabeł, kozy, brud, siara, bluźnierstwo, mrok i ciężar – tak w skrócie można opisać występ Archgoat. Pisząc te słowa odsłuchuję po raz chyba jedenasty ostatniego pełnego wydawnictwa tej hordy – „The Apocalyptic Triumphator”, który zakupiłem na koncercie. Mam nadzieję, że zostaną przy swoim stylu i będą raczyć nas takimi dobrymi płytami i takimi rasowymi koncertami jak tego dnia w Gdyni.

Dobrze, że koncert został przeniesiony do Ucha z B90. Wydaje mi się, że taka stylistyka lepiej funkcjonuje w mniejszych lokacjach.