Behemoth jest zespołem, który od lat wzbudza ogromne emocje – nie tylko ze strony wszelkiej maści stróżów moralności, ale także w swoim własnym metalowym środowisku. Taka jest cena niezwykłej jak na wykonywany przez nich gatunek muzyki popularności. Zespół na szczęście konsekwentnie idzie własną drogą, nie oglądając się ani na jednych ani na drugich, z każdym kolejnym albumem coraz lepiej radząc sobie poza hermetycznym black i death metalowym środowiskiem. Ich najnowszy album „Opvs Contra Natvram” udowadnia, że znalezienie się na tronie metalowego Olimpu to nie był przypadek, a kierunek jaki obrali na swoim najlepszym w karierze krążku „The Satanist” z 2014 roku zdefiniował ich styl na kolejną dekadę.
Na „Opvs Contra Natvram” nie ma powrotu do wcześniejszej ery Behemotha, kiedy zespół z chłodną, techniczną precyzją przekraczał kolejne rekordy szybkości granej muzyki. Na „Evangelion” z 2009 roku zaczęli się przeobrażać w bardziej organicznego i pełnego emocji potwora, który w pełni objawił się na następym krążku „The Satanist”. Kolejny, wydany w 2018 roku album „I Loved You At Your Darkest” już nie był tak przełomowy, ale był naturalnym krokiem zapoczątkowanego cztery lata wcześniej nowego rozdziału ich kariery. „Opvs Contra Natvram” to kolejny etap na tej ścieżce. W moim odczuciu to płyta lepsza od poprzedniczki. I to pomimo braku chwytliwego hiciora w stylu „Bartzabel”.
„Opvs Contra Natvram” to krążek, który dla starych fanów nie będzie niczym odkrywczym, bo próżno szukać na nim rewolucji w brzmieniu Behemoth. Jednak nie zdziwię się jeśli będzie najlepszy album w dorobku grupy dla tych, którzy po raz pierwszy zetkną się bliżej z twórczością zespołu. Sam mam tak w przypadku chociażby Killing Joke czy New Model Army, że najbardziej lubię te ich płyty, dzięki którym ich poznałem. Ale całkowicie zrozumiem też marudzenie tych, którzy znają zespół Nergala od lat i powiedzą, że słabo, bo nudy, wszystko to już było, a taki album można zrobić w generatorze płyt Behemoth. Osobiście starałem się podejść do płyty z czystą głową, bez wygórowanych oczekiwań i po prostu cieszyć się zaprezentowaną na niej muzyką. Od mojego pierwszego kontaktu z zespołem minęło 25 lat i od tego czasu z mniejszym lub większym zapałem śledzę ich poczynania, także znam ich twórczość na wylot. Zgadza się, są na „Opvs Contra Natvram” momenty jakby żywcem wydarte z dwóch poprzednich albumów, chyba w żadnym momencie nie czułem zaskoczenia czy jakiegoś wielkiego odświeżenia formuły, żaden utwór nie rozwalił mnie na łopatki. To w gruncie rzeczy bezpieczna płyta, bez eksperymentów i zapędzania się w nowe rejony. Nie zmienia to faktu, że świetnie się tego słucha. Zespół idealnie wyważył chwytliwość i zwolnienia z szybkimi partiami, ani na chwilę nie wieje nudą. Nie chcę wyróżniać żadnego utworu, dla mnie „Opvs Contra Natvram” to zamknięta opowieść, która najlepiej sprawdza się jako całość przesłuchana od początku do końca. Największą siłą płyty jest jej równy, wysoki poziom. Do tego panowie wykręcili świetne brzmienie, bardzo organiczne, naturalne i przejrzyste, a wszystko to pomimo typowego dla grupy bogactwa i barokowego przepychu. Tym razem dodatki są mocno pochowane gdzieś w tle, a pierwszy plan należy prawie w całości do czwórki muzyków. Brzmieniowe smaczki odkrywają się dopiero przy kolejnych przesłuchaniach. Bardzo lubię takie albumy, z pozoru bez niespodzianek i nie wymagające szczególnego skupienia, które z czasem pokazują swoje nowe oblicza, bo za każdym razem można w nich znaleźć coś nowego.
Behemoth to nie jest jakiś tam zespół mający większe lub mniejsze sukcesy za sobą, ale światowa marka niczym najpopularniejsze zespoły rockowe i metalowe. Niesie to za sobą konsekwencje w postaci pełni profesjonalnego i biznesowego podejścia do swojej działalności. Nie mam nic przeciwko takiemu obrotowi rzeczy, bo najważniejsze dla mnie jest to, że Behemoth nie rozmienia się na drobne tylko dalej jest ciężko pracującą grupą konsekwentnie realizującą obrany lata temu kierunek artystyczny. Zespół Nergala udowadnia na „Opvs Contra Natvram”, że nadal jest na kursie wznoszącym i w tym momencie nic nie wskazuje na to, że cokolwiek jest w stanie podciąć im skrzydła. Jestem dumny, że jeden z największych zespołów metalowych na świecie pochodzi nie dość, że z mojego kraju, to jeszcze z mojego miasta.
skład:
Adam „Nergal” Darski – wokal, gitara
Tomasz „Orion” Wróblewski – gitara basowa
Zbigniew „Inferno” Promiński – perkusja
Patryk „Seth” Sztyber – gitara
1. Post-God Nirvana
2. Malaria Vvlgata
3. The Deathless Sun
4. Ov My Herculean Exile
5. Neo-Spartacvs
6. Disinheritance
7. Off To War!
8. Once Upon A Pale Horse
9. Thy Becoming Eternal
10. Versvs Christvs