Czechoslovakia na swoim debiutanckim albumie „Made in” stawiała na minimalizm i związaną z tym estetykę lo-fi. Po pięciu latach druga płyta projektu w postaci „Malimy” przynosi bardziej rozbudowaną i zwyczajnie ciekawszą muzykę. Sporo dobrego sprawiło poszerzenie składu. Grupa nie jest już duetem – do Adama Piskorza i Pawła Strzelczyka dołączył perkusista Krzysztof Wroński (1926, Kiev Office). Muszę przyznać, że Czechoslovakia popłynęła w ciekawym kierunku. Dalej jest to muzyka z nostalgicznym i melancholijnym przesłaniem, ale teksty są bardziej uniwersalne. Już nie chodzi tylko o wspominanie minionych lat, ale bardziej o podróż w głąb siebie. Od strony czysto muzycznej panowie pozwalają sobie na improwizowane odjazdy i dłuższe formy, co zdecydowanie pogłębia klimat zadumy. Takie podejście na „Malimy” nie powinno jednak specjalnie dziwić, bo materiał został nagrany na tzw. setkę. Chyba zrobiła się na to moda, bo to już któryś z kolei materiał tego typu w tym roku, który mam przyjemność recenzować na niniejszych łamach. Dzięki temu muzyka brzmi bardziej naturalnie i lepiej się tego słucha, szczególnie w gatunkach około alternatywnych nastawionych na ludzkie emocje. Ta sztuka panom z grupy Czechoslovakia się bardzo dobrze udała. Przyznam się w tym miejscu, że w paru momentach musiałem bić się w pierś, bo nie spodziewałem się po nich tak dobrego materiału. Nastawiałem się na kolejną wariację „Made in”, która będzie powieleniem tamtego albumu i powieje stęchlizną, a dostałem porcję naprawdę interesującej i świetnie wypieczonej muzyki, do której chce się wracać.
Adam Piskorz – gitara, wokal
Paweł Strzelczyk – gitara basowa, wokal
Krzysztof Wroński – perkusja
1. Nocą
2. Prąd
3. Synu
4. Dzik
5. Inżynier
6. Nielegalny
7. Wersal
8. Marzę