Nie wiem jakim cudem, ale dzięki płycie „Pharisaism” dopiero teraz dotarła do moich uszu muzyka Mound. Grupa ma na koncie epkę zatytułowaną „Bane” wydaną w 2018 roku, która jednak w momencie wydania mi umknęła. Sypię głowę popiołem i nadrabiam zaległości, bo to zespół, na który warto zwrócić uwagę.
O ile ich pierwsze wydawnictwo było przesiąknięte duchem Neurosis i powolnych, doom metalowych temp, to na „Pharisaism” muzyka Mound popłynęła odważnie także w innych kierunkach. Przede wszystkim mam tu na myśli black metal, jednak nie w leśno-norweskim, ale nowoczesnym wydaniu wychodzącym śmiało poza swoje zatęchłe pierwotne ramy. Początek albumu w postaci „Rosary” to instrumentalne wprowadzenie gdzie po niepokojącym intrze wchodzi riff z wpadającą w ucho melodią, która mi się kojarzy z tym co na „Lawie” nagrało poznańskie In Twilight’s Embrace. Zresztą na całej płycie „Pharisaism” Mound potrafi być „przebojowe”, bo grane przez nich motywy często zostają w głowie. W kolejnym utworze „Murderer” zmieniamy klimat i przenosimy się z Wielkopolski do Kaliforni, bo szczególnie w pierwszej części mocno zalatuje twórczością panów z Neurosis. Z potężnym riffem bardzo fajnie kontrastują tutaj wyciszenia. Trzeci w kolejce „Perdition” przyniósł mi bardzo ciekawe skojarzenia. Słyszę tutaj połączenie Toola, wczesnej Anathemy i Batushki. I takie też jest Mound, pełne eklektyzmu, czerpiące zarówno ze staroci, jak i bardziej nowoczesnej muzyki, ale stawiające na budowanie podniosłego, można nawet powiedzieć, że natchnionego klimatu. Szczególnie mocno można to odczuć w polskojęzycznym „Ecce Homo” parafrazującym suplikację „Od powietrza, głodu, ognia i wojny…”. Aż szkoda, że to jedyny utwór zaśpiewany w naszym języku, bo to punkt kulminacyjny całego albumu będący niejako podsumowaniem tego, co zespół chciał na „Pharisaism” przekazać. Jednak pełne bólu emocje pochylające się nad kondycją człowieczeństwa to nie wszystko. Koniec płyty w postaci instrumentalnej miniaturki „Grief” i kilkunastominutowego „…of the Fallen” to upadek w zimną czeluść otchłani i wizyta w piekle umęczonej duszy. Czy to tylko dzieje się w głowie, czy nadeszło wieczne potępienie? Tylko uważajcie, bo muzyka Mound wciąga i może nie będziecie chcieli wracać z miejsca, do którego was zaprowadziła.
skład:
Jan Dzierżanowski – gitara basowa, wokal
Jasiek Nawacki – perkusja
Szymon Prokop – gitara
Patryk Narewski – gitara
1. Rosary
2. Murderer
3. Perdition
4. Post IV
5. Ecce Homo
6. The Delusion of Being Lies in the Eyes of the Beholder
7. Grief
8. …of the Fallen