Debiutancki album Spitfish rozpoczyna się od krótkiego intra opartego na ejtisowych klawiszach przywodzących na myśl stare horrory. Pierwszy właściwy numer, czyli „Grim Suspiria” ma w sobie sporo nawiązań do twórczości szwedzkiego Ghost. Podobny wokal, klimat i melodyjność nie pozostawiają wątpliwości. Całości tego obrazu dopełniają maski na zdjęciu promocyjnym i muzycy występujący pod pseudonimami. Jednak to wyjątek, a otwierający numer w gruncie rzeczy może tylko człowieka zmylić. Spitfish w dalszej części płyty odwiedza już trochę inne rejony i na szczęście szybko ulatnia się myśl, że są jedynie polską kalką Ghost. Chociaż melodyjności im nie brakuje, nie jest ona aż tak bardzo zbliżona do rzeczy, które wychodzą spod palców Tobiasa Forge. Klimat daleki jest od kościelnego, szybciej poczujemy coś z gotyckiego angielskiego horroru. Od strony czysto muzycznej na „Penny Dreadful” znajdziemy mieszaninę stonera z punkiem, można się tutaj doszukać też echa grungowych brzmień spod znaku Alice in Chains czy Soundarden. W pewnym momencie nasunęła mi się taka myśl, że gdyby Misfits zapatrzyło się w scenę ze Seattle, mogłoby brzmieć w ten właśnie sposób.
Płyta „Penny Dreadful Spitfish potrafi zaciekawić, bo panowie przykładają wagę nie tylko do muzyki, ale mają też pomysł na koncepcję i wizualną stronę swojego zespołu. Czuć jednak, że najlepsze dopiero przed nimi i dopiero przecierają szlaki. Życzę im żeby starczyło sił i zapału do dalszej egzystencji projektu, bo może być ciekawie.
skład:
Boris Karloff – wokal, gitara basowa
Cyril Delevanti – gitara
A.J. – perkusja
1. Into The Void
2. Grim Suspiria
3. Swallow the Dust
4. Hey Hey, My My (Into the Black)
5. Lost
6. Big Black
7. Smoke & Mirrors