Można by powiedzieć, że to była długa zima. Trwała trzy lata, a właściwie prawie cztery, jeśli liczyć moment ogłoszenia koncertu i szczerze mówiąc trochę zaczynałem wątpić w to, że to wydarzenie w ogóle się odbędzie. W końcu jednak się udało i trzykrotnie przekładany wspólny występ Epiki, Apocalyptiki i mało jeszcze znanej grupy Wheel doszedł do skutku. Pierwotnie koncert miał się odbyć w sobotę 7 listopada 2020 roku. Z powodu pandemii koronawirusa wydarzenie przeniesiono na 14 marca 2021, następnie następnie na 8 stycznia 2022 i ostatecznie na 27 marca 2023 roku.
Chwilę po 19 na scenie gdańskiego klubu B90 zameldował się pierwszy zespół, czyli wspomniany Wheel i rozgrzał licznie już zebraną publiczność zaledwie pięcioma numerami. Finowie zagrali utwory „Fugue” z wydanego w 2021 roku pełnowymiarowego krążka „Resident Human”, „Impervious” i „Blood Drinker” z wydanej w zeszłym roku epki „Rumination” oraz „Vultures” i „Wheel” z debiutanckiego albumu studyjnego „Moving Backwards” z 2019 roku. Panowie dali występ solidny i ciężki, zgrabnie balansując między groove metalem, a progresywnym brzmieniem zbliżającym ich do Toolowej, Soenowej, tudzież Leprousowej stylistyki.
Przed dwudziestą na scenie pojawiła się wyczekiwana przez wielu holenderska Epica, która zaprezentowała się w sposób odpowiadający nazwie działającej już od dwudziestu lat symfoniczno metalowej formacji. Najpierw wybrzmiał puszczony z taśmy wstęp „Alpha – Anteludium”, który otwiera ostatni, ósmy album studyjny grupy „Omega” z 2021 roku, by następnie płynnie przejść do „The Essenceof Silence”, „Victims of Contignency” i „Unchain Utopia” z płyty „The Quantum Enigma”. Po nich zabrzmiał „The Final Lullaby” z wydanej w 2022 roku epki „The Alchemist Project”, a następnie „The Obsessive Devotion” z „The Divine Conspiracy”. Po nim przyszedł czas na „The Skeleton Key”, „Rivers” i „Code of Life” z „Omegi”. Po nim Epica zagrała „Cry for the Moon” z debiutanckiego „The Phantom Agony”, „Beyond the Matrix” z płyty „The Holographic Principle” i zakończyła „Consign to Oblivion” z albumu pod tym samym tytułem. Tuż po koncercie wybrzmiało jeszcze puszczone z taśmy outro w postaci motywu przewodniego z serii filmów „Piraci z Karaibów”. Epica postawiła zatem na mocną, przekrojową setlistę złożoną zarówno z utworów nowych, jak i starszych, klasycznych już kompozycji dając naprawdę niesamowity i intensywny występ, w którym zjawiskowa wokalistka Simone Simons czarowała wszystkich swoim wdziękiem i talentem.
Apocalyptica pojawiła się nieco później niż planowano, bo zamiast 21:20 członkowie zespołu wyszli na scenę około dziesięciu, może piętnastu minut później, ale podyktowane było to zmianą dekoracji i zestawieniem dodatkowego podestu ze sceny. Finowie zaczęli od „Ashes of the Modern World”, który znalazł się na ostatnim, dziewiątym studyjnym albumie „Cell-O” wydanym w 2020 roku. Po nim przeszli do „Grace” z płyty „Worlds Collide”, z której zabrzmiał również „I’m Not Jesus”. Podczas tego trzeciego utworu na scenie po raz pierwszy pojawił się też współpracujący z Apocalyptiką amerykański wokalista Franky Perez. Po nim, również z Perezem, zagrali „Not Strong Enough” z albumu „7th Symphony”. Następnie panowie wrócili do najnowszego materiału i zagrali „Rise” oraz „En Route to Mayhem”. Następnie na scenę ponownie wyszedł Perez, z którym Apocalyptica zagrała utwór „Shadowmaker” z płyty pod tym samym tytułem i „I Don’t Care” (ponownie z „Worlds Collide). Nie mogło obyć się bez coverów Metalliki, dzięki którym Apocalyptica stała się sławna. Najpierw zabrzmiało „Nothing Else Matters”, po którym panowie przeskoczyli do „Inquistion Symphony” Sepultury. Następnie wrócili do Metalliki i zagrali „Seek And Destroy”. Jako przedostatnie zabrzmiał zaś przepiękny „Farewell” z albumu zatytułowanego po prostu „Apocalyptica”, a na koniec cofnęli się w czasie do muzyki klasycznej i zagrali „In the Hall of the Mountain King” Edvarda Griega. Stawiając na przekrojową setlistę, Finowie (z najnowszej płyty zagrali tylko trzy numery) dali fantastyczny i pełen emocji koncert. Trzech wiolonczelistów, którzy są w obecnym składzie grupy, z uśmiechem czarowali widzów grą na swoich instrumentach po raz kolejny udowadniając, że wiolonczele doskonale pasują do metalu. Świetnie wypadał Perez, dysponujący mocnym i zadziornym głosem, ale na mnie największe wrażenie zrobił perkusista, który kapitalnie dociążał wiolonczele oraz zachwycił energią i fantastycznym wyczuciem oraz umiejętnościami.
Wyprzedany, gdański występ wszystkich trzech zespołów był nie tylko długo wyczekiwany, ale również naprawdę udany. Wszystkie trzy grupy doskonale też do siebie pasowały. Z jednej strony mieliśmy progresywny metal podlany groovem, a z drugiej symfoniczne, operowe podejście reprezentowane przez Epikę i wreszcie sięgającą po klasykę Apocalyptikę, która fantastycznie łączyła orkiestrowe brzmienie z metalem. Osobiście nie obraziłbym się, gdyby zarówno Epica, jak i Apocalyptica zagrały jeszcze ze dwa, może trzy numery więcej, a nawet żeby pojawili się razem na scenie na choćby jeden wspólny utwór. I tak trzeba przyznać, że tego wieczoru w B90 nie brakowało emocji, a tłumnie zebrana publiczność z pewnością wyszła z klubu zadowolona. Dopisało także brzmienie, które od początku było na wysokim poziomie, pozwalając na odpowiednie wybrzmienie cięższych fragmentów, jak i wymaganą przy tego typu muzyki selektywność podkreślających fragmenty orkiestrowe czy partie wiolonczel. Bardzo dobre było także oświetlenie, co szczególnie przy tych trzech numerach w ramach których dozwolone było robienie zdjęć, jest szczególnie mile widziane. Jeśli tylko będzie okazja zobaczyć któryś z tych zespołów ponownie na żywo, to nie zastanawiajcie się i po prostu pójdźcie ich zobaczyć, bo naprawdę warto. Mam też nadzieję, że któryś z nich zawita ponownie do Gdańska i nie trzeba będzie znów czekać kolejnych, długich lat na takie widowisko.