Behemoth, Zeal & Ardor, In Twilight’s Embrace, Whoredom Rife (Gdańsk, B90 05-10-2019)

Na jesień zespół Behemoth wyruszył w trasę obejmującą sześć polskich miast. Ecclesia Diabolica Baltica zawitała w sobotę również do gdańskiego klubu B90. Jako supporty zagrały: norweskie Whoredom Rife, polskie In Twilight’s Embrace oraz szwajcarskie Zeal & Ardor.

Można by przypuszczać, że nie będzie tłumów, jak w przypadku pojedynczych koncertów Behemoth w kraju. Gdański klub pękał jednak w szwach, chociaż nie było sold outu. Utarło już się chyba w przypadku tego zespołu, że na frekwencję nigdy nie można narzekać. Już od pierwszych supportów lokal był sukcesywnie wypełniany po brzegi. Mała nowość w organizacji to likwidacja kart B90 i możliwość płatności gotówką w barze. Merche zespołów proponowały duży wybór koszulek zarówno gwiazdy wieczoru, jak i supportów, leżały również winyle i płyty. Gdy temperatura w klubie odpowiednio się podniosła, na scenę wyszedł pierwszy rozgrzewacz.

Whoredom Rife/ fot. Aga Stawrosiejko

Whoredom Rife to dość młody zespół z zaledwie pięcioletnią historią, jedną EPką i dwoma albumami na koncie. Posłuchałem sobie w domu przed koncertem ich twórczości z najnowszej płyty „Nid – Hymner av hat” i bardzo mnie zaintrygowali. Oczekiwałem więc ich występu z nieukrywaną niecierpliwością. Nie zawiodłem się. Świetnie zagrany black metal, tak jak lubię, z pomysłem, melodią i jajem. Niezbyt skomplikowane, ale przemyślane i ciekawe riffy, prosta, konkretna praca perkusji i bardzo dobry wokal pana ukrywającego się pod inicjałami K.R. Po wykonie skierowałem się na merch i zakupiłem ich pierwszy album „Dommedagskvad” na czarnym placku. Mam zamiar uzupełnić całą ich dyskografię. Naprawdę solidny metal bez zamulania. Bardzo dobrze wyszli na żywo, dobre prowadzenie koncertu i brzmienie. Jak dla mnie był to najlepszy support tego wieczoru.

In Twilight’s Embrace / fot. Aga Stawrosiejko

Poznańskie In Twilight’s Embrace jest już znane trójmiejskiej publiczności m.in. dzięki koncertowi w Uchu u boku Immolation, czy w Wydziale Remontowym. Nie wiem, mam mieszane uczucia co do takich kapel, które tak diametralnie zmieniają swoją stylistykę na przestrzeni wydawnictw. ITE zaczynało od melodyjnego death metalu, a teraz poszli ewidentnie w black metal. Czy im to wyszło na dobre? Być może. Nie ma się do czego przyczepić szczerze powiedziawszy. wszystko ładnie łazi i gada. Jest tam jakiś pomysł na siebie, pojawiły się polskie teksty, których zdaje się wcześniej nie uświadczono. Wciąż mi to gdzieś tam śmierdzi wbiciem się w tę koniunkturę polskiego blacku z polskimi tekstami, przemawiającego do szerszej grupy odbiorców. No ale zwał jak zwał, koncert dali dobry, są w formie, dużo koncertują i niech im scena lekką będzie. Prawdopodobnie obecnie obrany kierunek przez poznaniaków to ich styl docelowy, chociaż różnie to bywa. Wiadomo, muzyka nie zna ograniczeń.

Zeal & Ardor / fot. Aga Stawrosiejko

Kolejny i ostatni support swoją muzyką sprawił, że nie wiedziałem absolutnie, co się dzieje. To jest ten moment kiedy myślisz, że słyszałeś już wszystko i wtedy na scenę wychodzi Zeal & Ardor i wywala to co znasz do góry nogami. Spróbujcie wyobrazić sobie mieszankę bluesa, gospel, trochę black/death, na trzy wokale i diaboliczne teksty i symbolikę. Szok totalny, melodie niektóre jakby popowe, czyste wokale, dziwne riffy. Najśmieszniejsze było to, że stałem jak wryty i czekałem na kolejny kawałek, jak zahipnotyzowany. Nigdy w życiu nie słyszałem i nie widziałem czegoś takiego. Rozumiem miks stylów, ale tutaj Szwajcarzy odwalili taki kołowrotek, że ciężko to objąć za pierwszym razem. Jedno jest pewne – to jedna z najbardziej oryginalnych kapel, jakie dane mi było oglądać. Nie wiem, czy dałbym radę słuchać takiej muzyki na co dzień, może by trzeba było spróbować?

Behemoth / fot. Aga Stawrosiejko

Byłem chyba na kilkunastu koncertach Behemoth. Zawsze były to sztuki dopracowane do perfekcji, pełne ognia, dymu, świateł i scenografii. Adam Darski przed trasą zarzekał się, że będzie to największe show, jakie kiedykolwiek zrobili. No i było. Dym odbijający się od sufitu i zalewający publikę, ognie wybuchające bardzo często przed sceną, płonące krzyże i szaleńcza gra świateł. Wszystko po staremu, tylko że więcej, częściej, gęściej. Tak poważnie to się zastanawiam, czy było to potrzebne. Bo mam wrażenie, że trochę przesadzili z ilością tych wszystkich efektów. No ale to ich show, ich wizja. Setlista była ułożona całkiem ciekawie, szczególnie in plus numery z „Pandemonic Incantations”. Trochę nowych rzeczy, trochę „The Satanist”, niezły „Conquer All” czy szlagierowy „Chant for Eschaton 2000”.

Kto był na ich koncercie, ten wie, że Behemoth na żywo to profesjonalna maszyna. Jest tylko jeden mankament całej akcji. B90 jest już za małe na potrzeby takiego zespołu. Było widać, że im po prostu ciasno. To kapela typowo festiwalowa, ograna na stadionach i wielkich halach. Takie mam odczucie, że to kolejny jakby etap w ich karierze. To jest już tak duży zespół, który objeżdża duże wydarzenia muzyczne na świecie, że taka miejscówka jak B90 jest dla nich zwyczajnie za mała. Ich show wymaga miejsca i rozmachu. Nergal jeszcze pewniej poczyna sobie na scenie, zachęcając publiczność do wspólnego śpiewania tekstów utworów. Nie wiem, czy to wciąż black metal, bo zachowanie frontmana odbiega od przyjętej reguły. Czyżby wyznaczanie nowych kierunków w robieniu metalu ekstremalnego na żywo? Jedno jest pewne – to na pewno Behemoth, który kroczy swoją ścieżką nie oglądając się na nikogo.