Blindead, Pneuma, Proghma-C, Ogotay (Sopot, Sfinks700 12-08-2012)

Powiedzenie, że muzyka leczy, czasem nabiera bardziej realnego znaczenia. Tak było w przypadku charytatywnego koncertu dla Szymona Czecha, który odbył się w sopockim Sfinksie. Czterech trójmiejskich jeźdźców apokalipsy: Blindead, Pneuma, Proghma-C i Ogotay skrzyknęło się, żeby pomóc przyjacielowi. I ten krzyk musiało słyszeć całe Trójmiasto.

Szymon Czech, producent muzyczny i muzyk, przyjaciel wystepujących zespołów, a także sympatyków ciężkiego, nadmorskiego grania, chory na nowotwór mózgu bardzo potrzebuje wsparcia. I widać, że ogromne wsparcie otrzymuje. Najlepszym przykładem jest wspomniany koncert. Zespoły przekazały swoje gadżety na licytację, a cały dochód z biletów został przekazany na leczenie i rehabilitację Szymona. Okazuje się, że nie tak trudno zrobić coś dobrego.

Imprezę otworzyło mocne uderzenie. Oczywiście mowa o Ogotay, który swoim gigiem nie pozostawił wątpliwości, jak ciężki jest death metal. To zespół, który wychodzi na scenę, gra swoje i nie zabiera jeńców. I dobrze, bo ich muzyka nie pozostawia obojętnym. Dzieli na zwolenników i przeciwników, ale jedno jest pewne. Nie da o sobie zapomnieć. Czemu się dziwić, jeśli zespół ma w swoich szeregach muzyków Fulcrum i Pandemonium.

Jako kolejni pojawili się już dobrze znani trójmiejskiej scenie, Proghma-C. Klimatyczny, progresywny metal z niezwykle przyjemnym wokalem. Tak można ich krótko podsumować. Bez wątpienia, zespół ma w sobie coś hipnotycznego. Jeśli dodać do tego wizualizacje, to można spokojnie odpłynąć i dać się prowadzić Proghmie. A prowadzi po psychodelicznych ścieżkach, które są na tyle wciągające, że chce się więcej i więcej.

Nie ma pytań co do tego, kto był wyczekiwanym wykonawcą tego wieczoru. Niedziałająca już oficjalnie Pneuma. Ten jeden raz postanowili znów wejść na scenę, by zagrać dla przyjaciela i z nieukrywaną radością znowu dzielić się muzyką z fanami. A radości było co niemiara. Zaczynając od Kikuta, przez Miha i Kruka, a kończąc na Jojo, przez cały koncert uśmiechy nie schodziły im z twarzy. Dużo czystej, dobrej energii. Trzeba przyznać, że Pneuma ma świetny kontakt z publiką, może dlatego, że wśród zgromadzonych było sporo ich przyjaciół, ale nie było chyba nikogo, komu nie udzieliło się ich szaleństwo. Dowodem na to był kompletny chaos przy końcowym „U + Ur Hand”, w którym wdarł się na scenę przeuroczy chórek. Warto było przyjść, żeby zobaczyć takie widowisko.

Wisienką na torcie bezapelacyjnie był Blindead. Po części dlatego, że to jeden z pierwszych oficjalnych koncertów z nowym basistą. Można śmiało powiedzieć, że Matteo Bassoli świetnie sprawdził się w swojej roli. Zespół pokazał, że jest w świetnej formie i jest gotowy na jeszcze więcej. Blindead to zdecydowanie górna półka. Bezkompromisowa, dojrzała górna półka. Ostatnimi płytami – „Autoscopią” i „Affliction XXIX II MXMVI” postawili sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Zżera ciekawość, co nowego pokażą. W końcu nie bez powodu „Affliction…” znalazła się w pierwszej piątce „najlepszych płyt w historii polskiego metalu”. Na szczególną uwagę moim zdaniem zasłużyły w tym koncercie partie perkusyjne Konrada Ciesielskiego i wokal Patryka Zwolińskiego. Czysta moc. Koncert doprawił gościnny występ Jerzego Mazzolla. Cały zespół stworzył niesamowity klimat. Wyszli bez zbędnych ceregieli, zagrali i „pozostawili po sobie gruz”. I nic dziwnego, jeśli muzyka jest dobra, broni się sama. Tak było w tym przypadku i chyba nikt ze zgromadzonych w Sfinksie temu nie zaprzeczy.

Sopocki Sfinks zobaczył i usłyszał dwie wspaniałe rzeczy. Kawał bardzo dobrej, ciężkiej muzyki i przyjaźń. Po prostu. Przyjaźń, która może wiele, która każe być tam, gdzie ktoś potrzebuje pomocy, która wyzwala niesamowitą energię. Oby więcej takich ludzi i oby Szymon wrócił jak najszybciej do zdrowia.