Closterkeller (Gdynia, Ucho 24-10-2021)

Closterkeller to czołowy polski zespół mojej nastoletniości. Sentyment do niego zrozumie chyba tylko ktoś, kto z równie wielką przyjemnością przyszedł na koncert do gdyńskiego Ucha. Z tego, co zauważyłam po średniej wieku, takich współodczuwaczy było całkiem sporo, a jak na niedzielę, powiedziałabym: zadziwiająco wielu.

Kiedy Anja Orthodox zaczęła zmieniać skład i brzmienie, w pewnym momencie przestałam słuchać Clostera. Elektronika, pani wykonująca taniec brzucha – to było dla mnie za wiele, to było jak bezczeszczenie świetnych tekstów i mrocznej, ale subtelnej, romantycznej muzyki. Owszem, należę do osób, które z niechęcią patrzą na tzw. rozwój zespołu, gdyż jeśli jakiś mi się spodoba, tego rozwoju zupełnie nie potrzebuję. Tak też było z Closterkeller. Kiedy jednak usłyszałam, że na bas wraca Krzysiu Najman, poczułam, że zespół ma szansę odzyskać dawną świetność. Koncert w Uchu zaś tylko to potwierdził.

Owszem, zagrali i stare i nowe rzeczy. Ta mieszanka jednak zupełnie mi nie przeszkadzała, ba, okazało się, że w takim składzie nawet utwory, które zignorowałam, są sensowne i warto ich posłuchać również z płyt. Zachęcili mnie.

Krzysiu pokazał się w świetnej formie, podobnie zresztą jak inni członkowie zespołu. Anja ma wciąż wielką charyzmę, słychać to nie tylko w potężnym głosie i różnorodnych wokalizach, ale też w tym, jak rozmawia z fanami podczas afterparty. Wciąż jest pewna siebie, szczera, z dystansem, otwarta – to typ kobiety, o których mówi się, że są jak wino, bez wątpienia.

Gitarzysta Michał Jarominek, grający z zespołem od 2016 roku, przemyca łamany rytm i harmonię, dzięki czemu akompaniament jest interesujący – coś tam się ciekawego dzieje, coś ilustracyjnego, pewne dysonanse, tzw. diabolus in musica i inne smaczki, którymi fani mogą się cieszyć, a muzykologiczne ucho wyłapać i zastanowić się nad ich sensem w danym momencie utworu. Nowy-stary Closterkeller jest więc jeszcze lepszy, jeszcze bardziej różnorodny, a w niedzielę miałam wrażenie, że przerósł siebie sprzed tych kilkudziesięciu lat.

Wszystkiego dopełnił Adam Najman, który powoduje, że zespół staje się firmą rodzinną, ale ewidentnie kryterium przyjęcia był też jego perkusyjny talent. Widać, że przejął go od swoich muzycznych rodziców, zaś jako bębniarz Clostera bawi się świetnie.

Uchowe nagłośnienie też zrobiło swoje, co zresztą potwierdził zespół: „Gdańsk się wkurza, że tam nie gramy, ale my po prostu lubimy Gdynię i Ucho”.

Jednym słowem: bawiłam się na i po koncercie co najmniej jak za dawnych lat i szalenie się cieszę, że zespół gra (z Krzysiem), mogąc być dla kolejnego pokolenia tym samym, czym był dla mnie, gdyż takiej drugiej kapeli, choć wielu próbowało, nie ma na polskiej scenie muzycznej. Kawałki takie jak „Władza” czy „W moim kraju”, to kolejne niepisane hymny tych, którzy z przerażeniem obserwują obecną sytuację polityczną.

Dzięki, Closter, oby częściej!

Closterkeller w Klubie Ucho, zdjęcie z 2018 r. / fot. Wojciech Miklaszewski