Będąc w Gdyni nie pytajcie się ludzi o drogę, bo wylądujecie w Piździszewie Wielkim. Na szczęście nie posłuchałem się tubylca z przystanku żeby zasuwać dwie ulice dalej, tylko odwróciłem się w drugą stronę by ujrzeć logo Rockz klubu. W Anawie, która wcześniej się tam mieściła byłem tylko raz przy okazji koncertu zespołu pieśni i tańca na „Ch”. Pierwsze co się rzuca w oczy to obecność sceny i świateł – tutaj są. Za co wielkie brawa kolegom i koleżankom z Rockza – gratulacje pomysłu i nastawienia się na koncerty. Chociaż zróbcie coś z dechą w męskim – nie stoi :P
Niedzielny koncert Giant Ground Sloth i Empire był czwartym pod rząd wydarzeniem w klubie w tym tygodniu, co chyba zaważyło na frekwencji. Tłumów nie było, do tego ludzie coś nieruchawi by spocić się pod sceną. Natomiast zespoły z pewnością warte uwagi. Giant Ground Sloth dopiero pierwszy raz miałem okazję zobaczyć, chociaż przymierzałem się już od jakiegoś czasu. W ich składzie znajoma gęba – basista Katana (ex-Succumb) po liftingu, czyli bez dreadów. Panowie prezentują granie z pogranicza metalu i hardcore’u i muszę przyznać, że całkiem sprawnie im to wychodzi, nie męczą. Natomiast jeszcze trochę prezentują się nieśmiało, brak im obycia ze sceną. Najjaśniejsze punkty koncertu to cover „Breaking The Law” Judas Priest (któż nie znałby tego refrenu?) oraz numer wykonany gościnnie z Marzeną, wokalistką Empire. Poza tym bardziej mi się podobają ich piosenki, w których nie nastawiają się na mieszanie, tylko jazdę do przodu.
Co do Empire – był to już chyba ich 10 koncert w tym roku w trójmieście, z czego pierwszy od 2 miesięcy. Niezła średnia. Taka ilość procentuje w zachowaniu scenicznym – pomimo krótkiego stażu zespół sprawia wrażenie jakby grali sztuki od 5 lat co najmniej. Niektóre ich ruchy mogą sprawiać wrażenie „kozaczenia się”, ale mi to akurat nie przeszkadza. Tym razem ciężko było się skupić na muzyce. Widziałem już ich piąty albo szósty raz, bardzo podoba mi się to, co grają – żywioł, świeża, pełna luzu i polotu muza, ale wszystko to zostało przesłonięte przez ubiór wokalistki. Swoją drogę bardzo sympatycznej – pozdrawiam! Buty do kolan, krótka spódniczka w kratę, czarny krawat i odsłonięty brzuch. Niegrzeczna uczennica rodem z mangi. Do tego prowokujące ruchy, kręcenie tyłkiem. Jakby w klubie byłą rura, to faceci by chyba zaczęli rzucać banknoty na scenę ;) Męska część publiczności została kupiona i pewnie niejeden przyjdzie na następny koncert żeby spróbować się z nią umówić. I tutaj kubeł zimnej wody – nie jest to takie proste, mi nie udało się dostać jej numeru ;) Ciekawe czy sprawdzi się to na dłuższą metę? Chociaż drąca mordę laska w kapeli metalowej to ciągle egzotyczny widok, nieważne czy zespół gra dobrze czy źle. Aha, prawie bym zapomniał – growl Marzeny się poprawił. Widać dziewczyna pracuje nie tylko nad wyglądem.
Pierwsza wizyta w Rockzie za nami. Miejsce z pewnością godne polecenia, piwo w przystępnej cenie, sporo koncertów młodych kapel. Trzeba się będzie częściej pojawiać, do czego i Was drodzy czytelnicy zachęcam. A zespołom Giant Ground Sloth i Empire z pewnością będziemy się dalej przyglądać.