HIM to jeden z najpopularniejszych zespołów rockowych pochodzących z Finlandii. Vile Vallo i jego koledzy czasy największej popularności mają już co prawda za sobą, ale trzeba przyznać, że nadal mogą liczyć na wsparcie sporego grona oddanych fanów, regularnie koncertują i wydają płyty. Także w Polsce są popularną grupą, chociaż do tej pory nie grali zbyt często w naszym kraju.
HIM pomimo tego, że jest zespołem „młodzieżowym” ze wskazaniem targetu na podkochiwujące się w Ville Valo młode damy, ma już swoje lata i było to widać podczas gdańskiego koncertu grupy. Przekrój wiekowy słuchaczy był dość spory, dostrzegłem nawet parę starszych państwa, którzy kołysali się w rytm utworów. W klubie B90 nie zabrakło fanów, którzy pamiętają czasy premiery ich najpopularniejszej płyty „Razorblade Romance” z 2000 roku, jak i tych, którzy w tym czasie ledwo byli w stanie wymówić imienia frontmana. Oczywiście pierwsze rzędy okupowały dziewczyny, które chłonęły każde słowo, ruch czy gest Valo. Ogłuszających pisków też nie zabrakło.
Podczas obecnej trasy HIM nie promuje niczego nowego (ostatnia płyta „Tears on Tape” została wydana dwa lata temu), dzięki czemu Finowie zagrali przekrojowy set swoich największych przebojów. Można traktować też te koncerty jako rozgrzewkę dla nowego bębniarza, ale i odnalezienia się całego zespołu – ich poprzedni perkusista odszedł po 16 latach grania w kapeli.
Tego wieczoru liczył się tylko HIM. Bez towarzystwa supportu, chwilę po 19:30 zespół rozpoczął swój koncert. W półtorej godziny z lekkim hakiem zagrali ponad 20 utworów, więc należą im się brawa za kondycję. Praktycznie bez przerw i konferansjerki raczyli słuchaczy kolejnymi piosenkami. Ville Valo rozgadał się dopiero pod sam koniec, ale zostały im wtedy w setliście chyba ostatnie dwa utwory. Nie wiem czy to u nich normalne zachowanie, ale fanom to nie przeszkadzało – nie zabrakło śpiewania razem z zespołem, klaskania i gorących owacji. Największy aplauz wzbudzały oczywiście największe przeboje HIM ze sztandarowym „Join Me in Death” na czele. Zespół zagrał także dwa covery. „Wicked Game” w ich wykonaniu jest tak popularne, że znajdzie się sporo takich, którzy nie znają oryginału Chrisa Isaaka. Podczas koncertu w B90 zespół zagrał rozbudowaną wersję z długą solówką gitarzysty. Drugim cudzym utworem tego wieczoru było „Rebel Yell” Billy’ego Idola zagrane na bis.
Można narzekać, że na początku nie brzmieli szczególnie dobrze, że ograniczyli się tylko do odgrywania utworów, że nie mieli zbytnio kontaktu z publiką, że w pewnym momencie robiło się monotonne. Nie o to w tym chodzi. Było to przede wszystkim święto polskich fanów HIM, którzy do tej pory zbyt często nie mieli okazji do zobaczenia swoich idoli. Z pewnością wyszli z koncertu zadowoleni i wspomnienia zostaną im na długo. A wysoka frekwencja to dobry znak na przyszłość dla klubu B90, bo dzięki niemu kolejny raz mieszkańcy Trójmiasta mieli okazję zobaczyć tej klasy zespół nie ruszając się daleko z domu. Ja już nie mogę doczekać się jesieni, bo zagra kilka naprawdę konkretnych kapel!
tekst: Mikołaj Wesołowski / foto: Wojciech Miklaszewski
Więcej zdjęć na naszym facebooku: www.facebook.com/rock3miasto
fot. Wojciech Miklaszewski
Posted by rock3miasto.pl on 6 sierpnia 2015