imBeer, Podeszfa (Gdańsk, Metro 25-03-2011)

To było ciekawe doświadczenie – powrócić do czasów liceum i poczuć w powietrzu smak pierwszych jaboli. A to dopiero początek, bo potem zostałem powalony na kolana i tylko boleję nad tym, że dopiero teraz. Wszystko to w ramach Kebab Festu, podczas którego wystąpiły zespoły Podeszfa oraz imBeer.

Jeśli chodzi o Podeszfę, to po samej nazwie zespołu można już wywnioskować, że grają typowego polskiego punka. Na całe szczęście te „3 akordy, darcie mordy” w ich wykonaniu da się słuchać, nie trzeba zatykać uszu i czekać kiedy tylko skończą. Poprawnie zagrany punk rock, do tego wokal na koncertach daje lepiej sobie radę niż na umieszczonych w sieci nagraniach. Z jednej strony nic odkrywczego, ale z drugiej strony cieszy, że taka muzyka nie umarła i można przypomnieć sobie klimat sprzed dziesięciu albo i więcej lat. Żeby dodać pełni kolorytu, brakowało tylko obalonego jabola przed koncertem!

O ile Podeszfa niczym mnie nie zaskoczyła, o tyle imBeer położył mnie na łopatki. Nie tylko radością jaką niesie ich muzyka, ale i wykonaniem. Muzycy grupy są zgrani, bardziej niż poprawnie radzą sobie z instrumentami i do tego bardzo dobrze brzmią. Ich muzykę najprościej opisać słowami – Red Hot Chilli Peppers/Blenders spotyka Lady Pank. Sami też mają tego świadomość, bo na koncertach grają piosenki wszystkich trzech zespołów. W Metrze skupili się na funku i uraczyli publiczność bardzo dobrymi wersjami „Give it Away” RHCP oraz „Biribombą” Blendersów. Z przeróbek było jeszcze równie udane „Beat It” Jacksona. Ich własny repertuar jest również skoczny i przebojowy – w powietrzu aż można dotknąć pokłady pozytywnie nakręcającej energii. Z pasją i przekonaniem śpiewane kolejne wersy wokalisty Ketchupa, do tego gitara z wyraźnym piętnem Jana Borysewicza to ich znak rozpoznawczy. Sekcja rytmiczna również nie zostaje w tyle – jak trzeba to zagrają z wyczuciem, ale także potężnego kopa im nie brakuje. Póki co imBeer jest dla mnie na dzień dzisiejszy odkryciem roku w Trójmieście! Polecam wybrać się na ich koncert, bo żaden youtube czy myspace nie oddaje nawet w połowie drzemiących w nich pokładów energii.