Pogoda w tegoroczne wakacje nie rozpieszcza, ale z pomocą ponownie przyszedł gdański klub B90, który do spółki z KnockOutem zafundował kolejny świetny koncert. Gorąca atmosfera zapanowała bowiem ze względu na występ pochodzącej z Atlanty formacji Mastodon. Jedyny w Polsce występ grupy zelektryzował sporą liczbę fanów, choć nie aż tak liczną jak miesiąc temu francuska Gojira. Amerykanów wsparły dwa zespoły, które tym razem nie były dobrze dobrane – gdańska Proghma-C powracająca ze znanym z Blindead Patrykiem Zwolińskim przy mikrofonie oraz norweska grupa Wolves Like Us.
O ile miesiąc temu przed B90 tłumy czekały, by wejść do klubu i szczelnie go wypełnić, o tyle tym razem publiczność schodziła się wolno i bez pośpiechu. Całkiem spora liczba była już na pierwszym supporcie, czyli gdańskim zespole Proghma-C. Grupa wróciła do koncertowej aktywności z Patrykiem Zwolińskim, który zastąpił Piotra Gibnera na stanowisku wokalisty. Nie znam studyjnej twórczości tego zespołu i nie widziałem ich wcześniej na żadnym koncercie, ale ten występ nie podobał mi się. Był chaotyczny zarówno pod względem techniki, jak i stylistycznym. Ciężkie, wolne riffy totalnie nie pasowały do industrialnej elektroniki, która leciała z głośników, a liczne senne zwolnienia nie współgrały ze ścianami dźwięku. Nie poraził mnie także wokal Zwolińskiego, który moim zdaniem sprawiał wrażenie zastanawiającego się co właściwie robi z tym zespołem na jednej scenie. Jeszcze większym nieporozumieniem był norweski Wolves Like Us, który zdecydowanie nie był w formie. Granie, które prezentowali pasowałoby bardziej do występu do spółki z takim choćby Mustasch, ale nie do głównej atrakcji wieczoru jaką bez wątpienia był Mastodon.
Amerykański zespół zaczął od „Sultan’s Curse” otwierającego także najnowszą płytę „The Emperor Of Sand”, z którego zabrzmiały także takie utwory jak „Ancient Kingdom”, „Andromeda”, „Show Yourself”, „Precious Stones”, „Roots Remain” i „Steambreather”. Lwią część występu Mastodon zajął przekrój przez wszystkie płyty grupy począwszy od debiutanckiego „Remission”, z którego zagrali „Mother Puncher” oraz kończący koncert „March of Fire Ants”. Z „Leviathan” usłyszeć można było utwór „Megalodon” i zagrany na bis „Blood And Thunder”. Sporo materiału pochodziło z krążka „Blood Mountain”, z którego zabrzmiały „The Wolf Is Loose”, „Crystal Skull”, „Bladecatcher”, „Colony of Birchmen” i „Circle of Cysquatch”. Nie zabrakło także numerów z przełomowego dla zespołu „Crack the Skye”, z którego panowie zagrali „Divinations” i „Oblivion” czy następującego po nim „The Hunter”, z którego zabrzmiał kawałek „Black Tongue”. Z przedostatniego „Once More 'Round The Sun” można było z kolei usłyszeć „Ember City” i „Chimes At Midnight”. Uczciwie, choć można mieć pretensje, że nie zagrali „The Motherload” czy „High Road”. Występ Mastodon na pewno należał do intensywnych i obfitujących w różne oblicza grupy. Godne podziwu jest także to jak utwory doskonale do siebie pasowały, nawet te najstarsze świetnie przenikały się z najnowszymi numerami, a przecież pod względem stylu i podejścia znacznie się różnią.
Podobnie jak w przypadku Gojiry, Mastodon pokazał się w wielkim stylu i mam nadzieję, że nie raz jeszcze przyjadą nie tylko do naszego kraju, ale także do Trójmiasta. Przydałoby się jednak następnym razem bardziej dopasować zespoły supportujące lub całkowicie z nich zrezygnować. Ani Proghma-C ani Wolves Like Us nie pasowały bowiem do muzyki jaką gają Amerykanie. Nie mam też wątpliwości, że był to jeden z najciekawszych koncertów tego roku, jak również w gdańskim B90, a także taki, który fani Mastodon będą pamiętali jeszcze długo.