Męskie Granie to wydarzenie, które udowadnia światu, że polska scena muzyczna ma się dobrze, a nawet świetnie. Jak powiedział jeden z artystów – miał być mrok i konkretna męska muzyka, także w żeńskim wykonaniu. Dyrektorzy artystyczni, Katarzyna Nosowska i Adam O.S.T.R Ostrowski przekonują, że mamy masę zdolnych, kreatywnych artystów, przez co wybór zespołów na tegoroczną edycję festiwalu był szalenie trudny. W końcu udało się jednak wytypować jedenaście składów, które zagrały w nowym, obiecującym klubie muzycznym B90 ulokowanym na terenie Stoczni Gdańskiej. Miejsce to nastawia się przede wszystkim na alternatywne granie i dobrą jakość dźwięku, co mogliśmy wyraźnie usłyszeć podczas sobotnich koncertów.
Wszystkie bilety na koncert zostały wyprzedane, a idąc w kierunku Stoczni, można było spotkać wiele osób trzymających tabliczki z napisem „Odkupię bilet”. Nie było jednak chętnych, by zrezygnować z przyjemności posłuchania różnorodnych dźwięków, od alternatywnej elektroniki, poprzez różnego typu rocka, na rapie kończąc. Niezależnie od tego, czy dany zespół wpisywał się w mój gust, muszę przyznać, że było niebanalnie i ambitnie, a nawet gdy sama muzyka nie budziła mojej sympatii, to pojawiał się jakiś ciekawy smaczek czy niespodzianka. W rapie, na przykład nie gustuję, a jednak bonus w osobie Michała Urabaniaka sprawił, że nie wyszłam z hali na występie O.S.T.R. Podobnie było z alternatywną elektroniką zaprezentowaną przez Őszibarack, która przeniosła nas niemalże w klimaty niemieckiej Love Parade. Nie są to dźwięki na moje rock’n’ rollowe uszy, jednak raz do roku można posłuchać dla odmiany takiego grania lub po prostu intensywniej skoncentrować się na pokazie sztuk wizualnych, wyświetlanym na telebimach.
Jako pierwszy zaprezentował się zespół znany nam stosunkowo krótko, a mianowicie Łagodna Pianka prezentujący popowe, lekkie granie na rozgrzewkę, po którym zagrały swojskie Domowe Melodie z prostymi, szczerymi tekstami i minimum technicznego eksperymentowania.
Potem na scenie zainstalowały się Muchy, a „Najważniejszy dzień” dał publice masę pozytywnej energii, dzięki której hala zaczęła się poruszać i rozgrzewać. Poznański skład z Michałem Wiraszko świetnie brzmiał na żywo, zresztą nagłośnienie hali było bardzo dobre, także właściwie żadnej ekipie nie można nic negatywnego zarzucić, jeśli chodzi o aspekty dźwiękowe. Niemniej jednak, kilkakrotnie pojawiały się drobne problemy techniczne, które wymuszały budujące napięcie przerwy i zgrabne żarciki Piotra Stelmacha pełniącego rolę konferansjera.
Po Muchach na scenie pojawiła się Mela Koteluk, pomyłkowo nazywana czasem „Kotulek” :) Szczerze przyznam, że jej występ był dla mnie najbardziej pozytywnym zaskoczeniem tego wieczoru. Kilka razy słyszałam piosenki Meli w radiu i słuchałam ich zupełnie obojętnie. Miesiąc, czy dwa miesiące temu w ogóle nie wiedziałam, kim jest. Tymczasem w klubie B90 zaprezentowała mi się jako niespodzianka wieczoru. Niesamowicie pozytywna na scenie, z uśmiechem od początku do końca występu, a także bezbłędna wokalnie Mela oczarowała swym wdziękiem publiczność klubu, prezentując swe najczęściej odtwarzane utwory t.j. „Melodia Ulotna” czy „Wielkie Nieba”.
Następnie nastąpił kolejny znakomity punkt programu, czyli Très.b z wokalistką i basistką Misią Furtak, która trochę przypomina mi PJ Harvey, tyle, że jest ładniejsza i ma gitarę w kształcie motyla :) Formacja o międzynarodowym składzie natychmiast przeniosła nas w intrygujący , psychodeliczny klimat, który w połączeniu z niskim wokalem sprawił, że można było zamknąć oczy, pokołysać się i kompletnie zasłuchać w płynących dźwiękach.
Podobny nastrój zafundowała nam eksperymentalna i dynamiczna Pati Yang. Pochodząca z Polski i mieszkająca w Londynie wokalistka w wersji live prezentuje się zdecydowanie ciekawiej niż w radiu czy na teledyskach.
Potem na scenie pojawiły się najjaśniejsze gwiazdy wieczoru, począwszy od Brodki. Pomimo, że nie słucham jej na co dzień, to żywiołowe show, moc gitar i duet Brodka / Nosowska sprawiły, że koncert wspominam miło.
Nosowska zaśpiewała oczywiście nie tylko z Brodką, ale i z zespołem Hey, dodatkowo zasilonym nawet sekcją dętą. Utwory takie jak „Muka” czy „Wilk vs. Kot” wywołały niesamowity entuzjazm i głośne owacje, a temperatura podczas Męskiego Grania wzrosła tak mocno, że włączył się podobno alarm przeciwpożarowy.
Tak więc, warto było wytrzymać wiele godzin w tłumie i upale, a kto nie był, niech żałuje. Warto też wspomnieć, że imprezę transmitowała radiowa trójka, dla której publika wyśpiewała pieśń „Program trzeci najlepszy w Polsce jest, najlepszy w Polsce jest” :)