Cieszy mnie fakt, że pośród zalewu jarmarcznych i darmowych wydarzeń typu dni lata z aktualnymi lub przebrzmiałymi gwiazdkami muzyki popularnej, impreza „Męskie Granie” okazuje się sukcesem. Być może tendencja ta spowodowana jest zmęczeniem ciągłego oglądania tych samych twarzy i wykonawców. Muzyka alternatywna ma się dobrze, całe rodziny potrafią się bawić przy starszych jak i młodszych wykonawcach. I o to chodzi.
Ubiegłoroczny sukces trasy „Męskie Granie” sprawił, że zamiast wnętrz CSG koncerty odbyły się tym razem na świeżym powietrzu, tuż obok stoczniowego klubu. Na całe szczęście pomimo groźnych chmur, pogoda dopisała na tyle, że opady były przelotne i niezbyt uciążliwe dla widzów. Początkowo można było obawiać się o frekwencję, ale z koncertu na koncert liczba ludzi pod sceną stale się zwiększała. Start imprezy należał do kolektywu djskiego Nu Kidz On The Glock oraz coraz lepiej radzących sobie w muzycznym światku grup Muzyka Końca Lata i Kumka Olik. Miłym trójmiejskim akcentem był udział jazzowego Pink Freud pod dowództwem Wojciecha Mazolewskiego grających chwilę potem. Z pewnością wynagrodzili brak Leszka Możdzera, który był obecny w Warszawie i Krakowie. Pink Freud powrócili jeszcze na finał imprezy by z Lechem Janerką wykonać jego utwór „Ta Zabawa Nie Jest Dla Dziewczynek”, w porywającej, wręcz monumentalnej wersji. Ale zanim to nastąpiło, na scenie pojawiło się jeszcze kilku wykonawców. Około godziny 19 rozpoczął się set płockiego Lao Che. Szkoda, że nie zagrali żadnej piosenki z mojego ulubionego „Powstania Warszawskiego”, ale za to usatysfakcjonowali mnie „Hydropiekłowstąpieniem” z płyty „Gospel”. Zupełnie inny klimat zapewnili kolejni wykonawcy – Tworzywo Sztuczne, czyli zespół braci Waglewskich – Fisza i Emade prezentujący hip hop z jazzowym zacięciem. Z wiadomych względów najbardziej podobała mi się piosenka „Heavi Metal” z płyty o tym samym tytule. Warto wspomnieć, że wspomógł ich gościnnie saksofonista Adam Pierończyk.
Końcówka imprezy, ostatnich trzech wykonawców przed finałem reprezentowało starą gwardię polskiej muzyki alternatywnej. Na początek charyzmatyczny Lech Janerka z zespołem oraz VooVoo z dyrektorem artystycznym „Męskiego Grania”, Wojciechem Waglewskim na czele. Obie grupy to klasa sama w sobie, dojrzalsi wiekiem słuchacze przypomnieli sobie stare czasy, a młodsi mieli lekcję historii polskiego rocka. Jako ostatni przed finałem scenę opanowali muzycy T.Love. Grupa Muńka Staszczyka na początek zagrała trzy premierowe piosenki, które znajdą się na nowym albumie zespołu w przyszłym roku. Panowie zaprezentowali m.in. piosenkę „Country Rebel” poświęconą postaci Johnny’ego Casha. Pozostałą część koncertu poświęcili na starsze utwory, wśród których znalazło się m.in. „I Love You”. Gościnnie wspomógł ich także przez chwilę Robert Brylewski, jednak w moim odczuciu bardziej im przeszkadzał niż ubarwiał koncert. Po występie T.Love zrobiło się przez chwilę klimatycznie i intymnie jak w małej knajpce. Na scenę wyszli Waglewski oraz Janerka by początkowo tylko w towarzystwie samych gitar raczyć publiczność swoimi dźwiękami. Finałowy koncert to jak zwykle kolaboracje między artystami, ukoronowanie i sens idei „Męskiego Grania”. Zagrano jeszcze wspomniany wcześniej utwór Janerki z Pink Freud czy finałowy singiel „Kobiety Nam Wybaczą” promujący trasę, podczas którego scenę opanowali najważniejsi muzycy związani z tegorocznym projektem. Dla tych, którym było jeszcze mało, na zakończenie imprezy wystąpili po raz kolejny DJ’e z Nu Kidz On The Glock. Niewdzięczne zadanie, bo byli bardziej tłem dla opuszczających teren ludzi niż wydarzeniem artystycznym.
Nie da się ukryć, że najważniejsze dla widza w „Męskim Graniu” jest zaprezentowanie „w pigułce” ciekawych artystów, często różnych, ale jednak niebanalnych. Krótkie, 30 minutowe sety, każdy był równy, każdy miał takie same warunki nie licząc godziny wejścia na scenę. Przy bardzo szybkich przepinkach miało się wrażenie pewnej ciągłości, której ukoronowaniem był finał. Biorąc jeszcze pod uwagę świetną organizację imprezy, muszę przyznać, że organizatorzy wykonali dobry kawał roboty i niech ta impreza stanie się stałym punktem na muzycznej mapie letnich imprez w Polsce.
fot. Anna Liminowicz/meskiegranie.pl