Portugalski Moonspell zawitał ponownie do naszego kraju na trzy koncerty, z czego ostatni odbył się w gdańskim klubie B90. Jako supporty wystąpiły kultowy grecki Rotting Christ oraz szwajcarski Silver Dust. To był już czwarty koncert Moonspell na terenie stoczni, Grecy natomiast występowali w Gdyni kilka lat temu.
Mogłoby się wydawać, że koncerty organizowane w tygodniu nie zbiorą satysfakcjonującej liczby uczestników. Tego wieczoru było jednak zgoła inaczej. Już od pierwszego supportu pod sceną zebrał się spory tłumek. Docelowo w wydarzeniu wzięło udział około 800 osób.
Jako pierwszy wystąpił Silver Dust ze Szwajcarii. Istnieją zaledwie od sześciu lat i mają na swoim koncie trzy pełne albumy. Ich koncert przypominał bardziej teatr niż regularny występ gitarowego zespołu. Stroje jak z epoki dziewiętnastego wieku, wizualizacje jakichś filmików z ekranu w formie wielkiego lustra czy obrazu. Wokalista i gitarzysta w cylindrach wyglądali jak ten animowany pan rozpoczynający seans „W starym kinie”. Zdziwiło mnie to, że w moim odczuciu mieli naprawdę lepsze brzmienie, niż pozostałe zespoły. Muzycznie zaprezentowali gotyk, ale w takiej nowej formie, nie do końca rozumiałem o co im chodzi. Jakby karykatura obecnego Therion, zmiany wokali na growle w najmniej oczekiwanym momencie, dziwne przyspieszenia. Generalnie grali stosunkowo ciężko. Performance był przygotowany starannie i świadomie. Zdecydowanie bardziej jestem przyzwyczajony do gotyku w jego wczesnej, klasycznej formie. Ich koncert był taką wariacją na temat. Jeśli tak wygląda obecnie stylistyka gotycka, to gdzieś się po drodze w tym pogubiłem.
Grecki Rotting Christ to już kultowa kapela, która jednak odeszła zdecydowanie od stylistyki, jaka prezentowali na początku swojej działalności. Uwielbiam ich pierwsze płyty, gdzie ten helleński black metal był czymś wyjątkowym. Niepowtarzalny klimat tych produkcji sprawia, że bardzo często wracam do ich wczesnej twórczości. Setlista tego wieczoru składała się jednak z większości nowych utworów, pochodzących z ostatnich płyt zespołu. Dla mnie najważniejszymi momentami ich występu był „King of stellar war” oraz kończący „Non serviam”. Jak tak patrzę na zachowanie członków zespołu na scenie, nie da się ich już przypiąć do tej blackowej stylistyki. Ostatnie ich dokonania są bardziej „piosenkowate”, niż metalowe. Jeszcze była nadzieja po wydaniu „Rituals”, że jest szansa dla tego zespołu. Ale niestety ostatni album udowodnił, że kapela idzie jednak w ten bardziej miękki i przyswajalny kierunek. Sam koncert brzmieniowo był ok, chociaż moim zdaniem mogli zabrzmieć trochę głośniej.
Moonspel chyba wykupił w B90 abonament na swoje koncerty. No ale wiadomo, jest zainteresowanie – jest gig. Tak jak w przypadku Greków, Portugalczycy grają już teraz coś zupełnie innego, niż chociażby dwadzieścia lat temu. Aczkolwiek ucieszyła mnie obecność w setliście taki utworów jak „Opium”, „Awake”, „Mephisto” z „Irreligious”, czy „Vampiria” oraz „Alma Mater” z najbardziej ich popularnego albumu „Wolfheart”. Nawet „Abysmo” z kontrowersyjnej „Sin-Pecado” zabrzmiał całkiem przyzwoicie. Reszta kawałków pochodziła z ostatnich płyt, głownie z ostatniej „1755”. Frontman Fernando Ribeiro bardzo szybko złapał kontakt z publicznością. Prawie po każdym zagranym kawałku dziękował publiczności za przybycie. Próbował nawet kilka słów po polsku, co spotkało się z gromkim aplauzem. Jak by nie patrzeć, był to niezły koncert, abstrahując całkowicie od stylistyki, którą na dzień dzisiejszy para się Moonspell. Brzmieniowo było już trochę lepiej niż na Rotting Christ, chociaż wiem, że ten klub stać na więcej. Wszystko brzmiało – jak to powiedział znajomy – jakby z pudełka. Generalnie jedno jest pewne – Moonspell jest w tym kraju na tyle popularny i sławny, że nawet jak zagrają za pół roku znowu to frekwencja będzie duża.