Mystic Festival po przeprowadzce z Krakowa po raz drugi w historii odbył się w Gdańsku. Pierwsza połowa imprezy upłynęła co prawda w dość nerwowej atmosferze, ale dwa ostatnie dni pozwoliły o nich szybko zapomnieć. Rok temu organizatorzy postawili bardzo wysoko poprzeczkę, ale niestety niektórych rzeczy nie da się przewidzieć, szczególnie jeśli podwykonawca zawiedzie. To co nie zawiodło od samego początku to infrastruktura. Już ubiegłoroczna edycja udowodniła, że tereny stoczniowe i ulica Elektryków sprawdzają się idealnie do warunków festiwalowych. Każdy może na Mysticu znaleźć miejsce dla siebie, od miłośników podscenowego ścisku i festynowego zapachu kiełbasy, po chillowanie na hamakach i spokojną kontemplację sztuki. Tym razem w podziemiach Food Squatu W4 swoje prace zaprezentowali perkusista Voivod i Sylwia Makris.
Mystic Festival 2023: Warm Up Day (07.06.2023)
Pierwszy dzień, czyli Warm Up Day w tym roku odbył się na trzech scenach znajdujących się na ulicy Elektryków. Brak w programie plenerowej Park Stage był wyraźnie odczuwalny. Na późniejsze koncerty odbywające się we wnętrzach czyli na Shrine i Sabbath Stage ciężko się było dostać. I to pomimo jakiejś większej gwiazdy w programie, bo z całym szacunkiem, ale znany z Motorhead gitarzysta Phil Campbell i jego zespół Bastard Sons to nie format Tom Warriora, który rok temu był głównym punktem rozgrzewki. Być może brytyjski Godflesh podniósłby poprzeczkę, ale niestety muzycy ostatecznie nie dotarli do Gdańska, dzięki czemu swoje thrash metalowe hymny mogli ciosać panowie z Destroyer 666. Nie moja bajka więc nie spędziłem na nich zbyt dużo czasu. Dla mnie najjaśniejszym punktem tego pierwszego dnia okazał się koncert oleśnickiej grupy Entropia na plenerowej Desert Stage. Zagrali w pełnym słońcu, ale za to w hawajskich koszulach więc nawet jeśli nie dźwiękowo, to wizualnie pasowali do warunków pogodowych.
Mystic Festival 2023: Dzień I (08.06.2023)
Kolejny dzień rozpoczął się od sporej nerwówki. Abstrahując od wydarzeń dziejących się poza terenem festiwalu. Sam fakt, że Nergal zagra w Boże Ciało na terenie Stoczni Gdańskiej podziałał na fundamentalistów katolickich i działaczy miłościwie panującej nam partii politycznej niczym płachta na byka. Na szczęście na biciu piany się skończyło, ale problemem okazało się co innego. Przez problemy z podwykonawcą Park Stage nie udało się zbudować na czas, więc nastąpiło spore przetasowanie w programie poszczególnych scen. Z kolei problemy ze sceną główną spowodowały, że opóźniło się jej otwarcie i Lord of the Lost, którzy mieli na niej zagrać jako pierwsi niestety wystąpili jedynie z flamastrami w dłoniach na spotkaniu z fanami. Przez brak Parku znowu panował ogromny ścisk na Elektryków i niestety podczas LLNN i Nyrst na Sabbath odbiłem się od tłumu już w drzwiach. Na szczęście przed główną sceną zmieścili się wszyscy. Na początek Testament i solidna dawka thrash metalu prosto z Bay Area. Po tym jak Exodus odwołał europejska trasę, w tym koncert na Mysticu, dobrze się stało, że ich kumple z Kalifornii zostali przeniesieni z Parku właśnie na Main by pokazać się jak największej liczbie ludzi. Chuck Billy ze swoim zespołem doskonale rozgrzali publiczność przed kolejnymi koncertami. Po nich na dużej scenie pojawiło się nasze eksportowe „zło narodowe”, czyli Behemoth. Nergal ze swoją ekipą z roku na rok pnie się coraz wyżej i zespół ciągle jest na fali wznoszącej. Wręcz nieprawdopodobne, że kapela kolesia z gdańskiej Żabianki gra koncerty na światowym poziomie prezentując spektakl godny headlinerów. Od pierwszej do ostatniej minuty było to starannie wyreżyserowane show. Do tego brzmieli rewelacyjnie i rąbali z morderczą precyzją. Behemoth to nie tylko rekwizyty, ognie i wystudiowane gesty, ale przede wszystkim koncertowa maszyna, z której możemy być dumni. Klasa światowa i nic więcej nie trzeba dodawać, to trzeba po prostu zobaczyć na własne oczy.
Jednak niekwestionowaną gwiazdą tego dnia był szwedzki Ghost. Zespół przyjechał z pełną produkcją i od pierwszej minuty Tobias Forge i jego ghule pokazali jak należy dawać ludziom rozrywkę. Czysto muzycznie z płyty na płytę są coraz bardziej melodyjni, coraz bardziej romansują z popem i coraz więcej w tym wszystkim stadionowego rocka niż metalu. Nie mam jednak nic przeciwko kierunkowi w jakim zmierzają, tym bardziej jeśli będą dalej grali tak porywające koncerty i mieli tak dopracowane wizualnie show. Najjaśniejszym punktem gdańskiego koncertu był utwór instrumentalny, czyli mój ulubiony numer z płyty „Prequelle” zatytułowany „Miasma” z kulminacyjnym fragmentem w postaci saksofonowej solówki w wykonaniu przywróconego do życia Papy Nihila. Tutaj poziom teatralności osiągnął apogeum, gęba rozdziawiona i oczy wielkie jak dziecko na widok wesołego miasteczka. Jakże innych emocji dostarczył koncert Moonspell chwilę po Ghost na scenie Shrine. Wokalista Fernando Ribeiro z powodu choroby ledwo trzymał się na nogach, często przyklękał i po występie musiał skorzystać z pomocy medycznej. Jak przyznał w wydanym dzień później oświadczeniu, był to najcięższy koncert w jego 30-letniej karierze.
Mystic Festival 2023: Dzień II (09.06.2023)
Ten dzień Mystic Festival odbył się już beż żadnych problemów natury organizacyjnej, chociaż dla mnie miał jeden minus, który nazywa się Greg Puciato. Bardzo liczyłem na koncert tego pana, niestety w ostatniej chwili odwołał swój przyjazd. Szkoda, bo bardzo lubię jego solowe płyty, często goszczą w moim odtwarzaczu. Na początek wybrałem się na In Twilight’s Embrace, którzy otwierali odpaloną wreszcie Park Stage. Ich występ przy dziennym świetle nie miał w sobie tej magii ciemnego pomieszczenia, ale panowie wyszli z tego starcia obronną ręką. W setliście nie zabrakło utworów ze świetnej płyty „Lawa”. Za to Krzta na Sabbath Stage to już był klimacik jak trzeba.
Scenę główną otworzyli Szwedzi z Imminence grający metalcore i pochodne dźwięki. Zupełnie mnie nie porwali, zapamiętałem ich tylko z tego, że mieli skrzypce. W Parku jako kolejna swój metal progresywny zaprezentowała grupa Soen. Długo na nich nie zabawiłem, bo na Desert Stage grali Brytyjczycy z Eyes. Ich matematyczne hardcorowe wygibasy miały w sobie tyle energii, że ze trzy inne zespoły można by nią obdzielić. Powrót na Main gdzie grało fińskie Lost Society, ale tutaj kolejny zawód. Również The Hellacopters na głównej wypadło niezbyt przekonująco, nie tylko dla mnie. Jak na taką dobrą godzinę zespół oglądało zaskakująco mało ludzi. Lepiej by się sprawdzili na mniejszej scenie, a nie jako zespół występujący przed samą gwiazdą wieczoru.
O wiele ciekawiej było na scenie Park gdzie pokazali się panowie z Dismember. Jakby komuś było mało szwedzkiego death metalu, to zaraz po nich na Shrine zagrało Grave. Jako kolejnych na Parku można było zobaczyć doom metalowców z Electric Wizard. Zagrali bardzo dobry koncert, a klimatu dodawały wyświetlane za plecami muzyków filmy. Również w tym wypadku podobny klimat chwilę później mógł być kontynuowany, tym razem dzięki occult rockowemu Lucifer na Desert Stage. Jeszcze więcej diabła, ale już takiego podszytego siarką i smołą miało być na Shrine dzięki Carpathian Forest. Niestety srodze się zawiodłem, bo bardziej wyglądało to na Spinal Tap norweskiego black metalu niż poważną rzecz. A z rzucania norweskich chorągiewek w kierunku publiki wyszła niezła cepelia.
Wreszcie punkt kulminacyjny, czyli Danzig w Gdańsku grający płytę Danzig. Sam Glenn zresztą żartował z tego ze sceny, trudno mu się dziwić. Odniosłem jednak wrażenie, że jego zespół bardziej by się nadawał na granie o godzinie dwudziestej zamiast The Hellacopters niż jako danie główne. Liczyłem na jakąś fajną scenografię i show, a tutaj jedynie ekrany ze statycznymi grafikami. Nie będę jednak marudził, bo zobaczenie takiej legendy, w takim mieście, z taką płytą do odegrania, to naprawdę wyjątkowa rzecz. Przed koncertem miałem obawy czy Glenn poradzi sobie wokalnie, bo opinie przeważały takie, że facet już nie daje rady na żywo. Przesłuchanie jego nowych płyt tylko to potwierdzało. Okazało się jednak, że z jego formą wokalną wcale nie jest tak źle. Tak jak zapowiadano, panowie zagrali całą pierwszą kultową płytę, która w tym roku obchodzi 35-lecie. Zmieniono jednak kolejność utworów i w sumie dobrze, bo usłyszeć „Mother” w połowie setu nie miało by takiego sensu jak na koniec. A tak, gardło zdarte na refrenie i można odznaczyć jedno na liście rzeczy do zrobienia przed śmiercią. Jako że Danzig mieli w sumie półtorej godziny do zagospodarowania, to w drugiej części usłyszeliśmy jeszcze wiązankę piosenek z dwójki do czwórki włącznie, czyli najlepszych płyt zespołu. Na szczęście nowych rzeczy zabrakło. Na dobicie po Danzigu, Park Stage opętała szwedzka grupa Watain. Tym razem black metal na poważnie z oprawą godną dużej sceny. Ogień, krew, rytuał, żarty się skończyły. Zespół grał strasznie głośno, chyba wszystkie gałki mieli ustawione na maksa w prawo. W pełni rozumiem jeśli kogoś świdrujące uszy brzmienie odrzuciło za strefę piwną.
Mystic Festival 2023: Dzień III (10.06.2023)
Trzy wcześniejsze dni dały się we znaki, więc na finałowe spotkanie z Mystic Festival 2023 wybrałem się nieco później omijając Vended, który miałem okazję widzieć rok temu przed Slipknotem. To zespół syna Coreya Taylora, a młody to kopia starego. Chłopak ma bardzo podobny głos i zestaw ruchów scenicznych. Na początek zaciekawiło mnie Wolfheart na Park Stage. Finowie grają melodyjny death metal i robią to dobrze. Kolejna grupa, którą zobaczyłem to black metalowy Djevel prosto z Oslo na scenie Shrine. Co ciekawe, na perkusji gra u nich Faust, były muzyk kultowego Emperor. Tutaj już było lepiej niż dzień wcześniej na Carpathian Forest, czuć było klimat norweskiego black metalu z lat dziewięćdziesiątych. W tym samym czasie za ścianą na Sabbath Stage grała Lili Refrain, może innym razem uda się zobaczyć tą panią. Z ciekawości wybrałem się chwilę później na scenę główną gdzie grało metalcorowe Bury Tommorow. Nie było tak źle jak się spodziewałem, panowie dawali radę. Szybkie przejście na Park Stage gdzie swój koncert zaczynali Francuzi z Alcest grający black metal i shoegaze w jednym. Kojarzyłem mniej więcej co grają i wiedziałem czego się spodziewać, ale miałem obawy czy w plenerze ta introwertyczna muzyka do mnie trafi. Okazało się, że jak najbardziej i ich muzyka zostanie ze mną na dłużej. Niestety nie widziałem do końca, bo na Shrine miało grać legendarne Voivod z Kanady. Miałem duże oczekiwania i niestety spotkał mnie zawód. Niestety nie przekonali mnie do siebie i nie rozumiem zachwytów. A specjalnie ustawiłem się na samym środku żeby mieć lepszy odbiór. Po powrocie na główną scenę trafiłem na Dark Angel, czyli kolejnych w tym roku thrash metalowców z Kalifornii. Znowu nie rozumiem zachwytów, Testament był ciekawszy.
Za to Meshuggah na Park Stage to był cios między oczy i pełen podziw dla umiejętności muzyków. Nie dość, że grają te wszystkie wygibasy z niesłychaną precyzją, to jeszcze wykręcili świetne brzmienie. Jakże blado wypadło przy Szwedach Sleep Token na Shrine. Z ciekawości poszedłem jeszcze na Mad Sin, które grało na Desert Stage. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Ten niemiecki zespół psychobilly z potężnym, wydziaranym wokalistą wciągnął mnie na tyle, że gdyby nie Gojira, to bym został do końca. Bardzo energetyczny i pełen zabawy występ, to świetny zespół i największe pozytywne zaskoczenie podczas całego festiwalu!
Przyszedł jednak czas na gwiazdę wieczoru. Gojirę miałem okazję widzieć już kilka razy. Obserwuję ich od czasu grania w pełnym słońcu na Sonisphere ponad dziesięć lat temu i proszę bardzo, dorośli do roli headlinera. Znaleźli się w tym miejscu w pełni zasłużenie i koncertem na Mystic Festival 2023 w udowodnili swoją klasę. Wrażenie robi już sama produkcja ich koncertu – ogromny ekran i puszczane wizualizacje znakomicie wprawiają w odpowiedni nastrój poszczególnych utworów. Kropką nad i show Francuzów są ognie, serpentyny, konfetti i działka z dymem. To nie taki cyrk jak Ghost i słusznie, ale dobrze, że grając jako headliner zwracają też uwagę na wizualną stronę swojego występu. Czysto muzycznie Gojira to perfekcyjna maszyna do mielenia. To jeden z tych zespołów, który swoim zgraniem, precyzją i brzmieniem powoduje, że mam ciary. Klasa sama w sobie i pełen podziw. Na koniec skusiłem się jeszcze na Perturbatora, który grał na Park Stage. Synthwave i festiwal metalowy? Czemu nie, szczególnie o tej godzinie w sobotnią noc.
Mystic Festival 2023: Podsumowanie
Jaki był Mystic Festival 2023? Na pewno imprezą o nerwowym początku, ale już druga połowa pozwoliła cieszyć się w pełni muzyką i festiwalową atmosferą. Kolejny raz sprawdziło się miejsce, które robi bardzo pozytywne wrażenie szczególnie na tych, którzy byli pierwszy raz. Cała infrastruktura w postaci barów, toalet, stref z merchem i jedzeniem została po razy kolejny przygotowana jak należy. Co do poprawy? Dodatkowa scena na Warm Up Day jednak by się przydała, do tego może jakieś ekrany ze zmianami w rozkładzie, bo nie wszyscy potrafili się odnaleźć w sposobie komunikacji z uczestnikami poprzez posty i komentarze na Facebooku. Świetnym pomysłem była festiwalowa apka, tę formę kontaktu warto rozwijać. Nie zawiedli też ludzie. Nie dość, że było sporo uczestników z różnych zakątków Europy, to nawet fani z Meksyku czy Australii się znaleźli. Wszędzie panowała przyjazna atmosfera, pomimo dużej ilości, można było czuć się w każdym festiwalowym zakątku bezpiecznie. Wiadomo już, że Mystic Festival 2024 odbędzie się w dniach 5-8 czerwca. Już nie mogę się doczekać!