Szwajcarski Samael powstał w 1988 roku i ma na swoim koncie 10 albumów. Zespół ewoluował od black metalu po electronic/industrial metal. Na gdańskim koncercie ekipa Vorpha i Xy przypomniała fanom ich kultową płytę z 1994 roku „Ceremony Of Opposites”. Supportowały im tego wieczoru dwie polskie hordy – Furia z Katowic oraz poznański Bloodthirst.
Jako pierwsze na scenie pojawiło się black/thrashowe commando z Poznania. Zagrali przekrojowo, z każdej z trzech płyt poleciały energiczne, bluźniercze dźwięki. Szybkie cięte riffy, antychrześcijańskie teksty Ramba i mocne korzenie w „kreatorowym thrashu” – tak można krótko opisać ich stylistykę. Po raz kolejny nie dali ciała na żywo i bardzo skutecznie rozgrzali publikę. Takie szlagiery poznaniaków jak „Wine For The Insane”, czy polskojęzyczny „Przeklnij Życie” powodują, że głowa sama się rusza, a but wystukuje rytm. Bardzo dobry koncert, oczekuję z niecierpliwością następcy „Chalice Of Contempt”.
Furia należy do tych polskich zespołów metalowych, obok których nie przechodzi się obojętnie. Gdy wyszli na scenę gdańskiego klubu, klimat zmienił się całkowicie, przygasło światło i otoczenie spowiły tumany dymu, który swoją drogą utrudniał później widoczność. Zespół prezentuje black metal mocno osadzony w norweskim standardzie, ale ubogacają go o swoje rozwiązania harmoniczne, budowanie nastroju i długie struktury kompozycji. Czasem przywalili typowym, zimnym blastem, by w następnym utworze przez kilka minut wprowadzić transowy rytm pod prosty riff. Sceniczny image, makijaże na twarzach i ubiór, podkreślały przynależność do określonego gatunku. Opętane wokale Nihila na pewno na długo pozostaną w pamięci uczestników koncertu. Miałem wrażenie, że klimat, który został wytworzony przez Furię podczas tego performance`u, przyćmił tak naprawdę w jakimś stopniu występ gwiazdy, o czym świadczyły komentarze po wydarzeniu.
Nie wiem za bardzo co mam napisać o koncercie Samael. Bardzo się ucieszyłem, gdy dowiedziałem się, że zagrają całą „trójkę”. Obawiałem się jednak tego, że sztuczna perkusja zastosowana „live” w tych kultowych dla mnie utworach, nie będzie po prostu pasować.
I tak było. Oczywiście zupełnie inaczej to się miało do materiału z „Passage” i późniejszych kompozycji, które na albumach były nagrane z automatem perkusyjnym – tu bólu nie było. Ale uważam za nieporozumienie użycie takiego rozwiązania do muzyki nagranej z żywą perkusją. Poleciało całe „Ceremony….”, ale co z tego, skoro nie dało się tego słuchać. Te kompozycje były stworzone inaczej, z ewentualną obecnością klawiszy. Zagrali jeszcze „Into The Pentagram” z absolutnie rewelacyjnego pierwszego albumu „Worship Him”. Zagrali półtoragodzinny set, i mieli niezłe mimo wszystko przyjęcie fanów. Jednak niech Szwajcarzy zostaną przy swoim industrialnym klimacie, skoro tak czują. Ale niech nie robią takich oszustw z muzyką, do której wielu ma sentyment, ale w takiej postaci, w jakiej została nagrana pierwotnie na płytach.
Posłużę się sformułowaniem jednego z uczestników tego eventu, które w moim odczuciu najlepiej oddaje to, co wydarzyło się tej niedzieli w B90 – „Furia wygrała ten koncert”.
fot. Wojciech Miklaszewski
Posted by rock3miasto.pl on 30 listopada 2015