Serj Tankian (Gdańsk, Ergo Arena 12-10-2013)

Można chyba wysnuć podejrzenie, że Serj Tankian wyjątkowo dobrze czuje się w Polsce. Niedługo po popisach z System Of A Down w Łodzi, postanowił wrócić i dać dwa solowe koncerty. I przecież nie byle jakie, bo z udziałem orkiesrty symfonicznej. Gdańska odsłona tego wydarzenia miała miejsce w Ergo Arenie.

Można powiedzieć, że pod względem scenicznej energii koncert był stonowany. Fani, którzy byli nastawieni na „fajerwerki i sieczkę” sygnowaną występami SOAD mogli poczuć się zawiedzeni. Na szczęście tylko pod tym względem. Choć orkiestra pod batutą Janusza Przybylskiego nie ustępowała w niczym muzykom metalowym, jeśli chodzi o siłę dźwięku i pasję, z jaką grali utwory. Swojego uznania dla nich nie krył nawet sam Tankian. Jednym z ich zadań było zaprezentowanie napisanej przez Serja symfonii pt. „Orca”. Kompozycje przeplatały koncert i były pobudzającymi wyobraźnię opowieściami o istocie ludzkiej natury, zgrabnie przykrytymi metaforą historii rzeczonej Orki. „Orca” to także znakomita odsłona talentu kompozytorskiego frontmana SOAD.

Drugą część wypełniły symfoniczne wersje piosenek z dobrze znanej fanom płyty „Elect The Dead”. Tutaj ostre, rockowe utwory nabrały delikatnego, lirycznego charakteru, a inne potężnego brzmienia. Serj Tankian już na wstępie z właściwym sobie poczuciem humoru oznajmił „jesteśmy tutaj, żeby was zabić” i właściwie miał rację, bo trudno było dojść do siebie po wysłuchaniu pięknych, „zwalających z nóg” dźwięków. Publiczność podczas koncertu siedziała oczarowana, być może częściowo z powodu kameralnego klimatu koncertu. Wydawało się, że Tankjan jest na wyciągnięcie ręki, więc część publiki dała się ponieść emocjom i zaczęła śpiewać i ku uciesze wokalisty rytmicznie klaskać i potupywać. Z pewnością największe interakcje wśród fanów wywołały „Lie, Lie, Lie”, „Beethoven’s cunt”, „Falling stars” czy „Money”, a przy „Sky is over” odśpiewywała już cały refren.

Trzeba przyznać, że popisy wokalne Serja Tankiana zapadają na długo w pamięć. Były i delikatne wokalizy i mocne „doły”, szybkie, godne mistrza dykcji partie tekstu i oczywiście nie mogło zabraknąć tak charakterystycznej „koziej” barwy. Nie musiał skakać po scenie, ani uciekać się do tanich sztuczek, żeby zawładnąć całą salą. Dyrygował z uśmiechem i orkiestrą, i publiką. I śpiewał całym sobą, przekazując chyba wszystkie emocje, jakie się w nim znajdowały. Ku uciesze publiczności jednak odrobinę kokietował i wykorzystywał iście aktorskie umiejętności. Jak sam stwierdził, granie w Gdańsku, w miejscu, gdzie zaczęły się tak ważne przemiany społeczno-polityczne, było zaszczytem. Dziękował za Solidarność, za to, że tu się wszystko zaczęło. Nie było w tym przesady, jeśli wziąć poprawkę na jego wrażliwość, zaangażowane teksty, jakie pisze czy jego manifest, w którym potępiał wszelkie granice prowadzące m.in. do wojen i ludobójstwa. Były to słowa mocne i ważne, zważywszy na jego ormiańskie korzenie i na pamięć o historii jego ojczyzny.

Ukłonem w stronę publiczności było zaproszenie jej pod scenę i wspólne zaśpiewanie „Empty walls”. To zdecydowanie najbardziej magiczny punkt wieczoru. W równie przyjacielskiej atmosferze upłynęła końcówka koncertu, publiczność wręcz nie chciała puścić muzyków ze sceny.

Właściwie nie byłoby się do czego przyczepić, gdyby nie niezbyt fortunny dobór sali na tego typu koncert. Wielu z fanów wychodząc było tego zdania. Głównie sportowy charakter Ergo Areny psuł nieco klimat występu, a ogrom pomieszczenia i betonowe elementy konstrukcji negatywnie wpływały na nagłośnienie. Jak widać, najwyraźniej nie można mieć wszystkiego.

Najważniejsze jest jednak to, że ani fani, ani Serj Tankian nie kryli radości ze spotkania. Wokalista sam podsumował przewrotność wieczoru: „jesteś rockmanem, grasz ciężką muzę, potem piszesz symfonię, a w zamian dostajesz kwiaty”. Nie da się ukryć, mieszanka wybuchowa. Mieszanka godna tak wszechstronnego artysty.

serj tankian