Vader jest zespołem zaliczanym do jednego z głównych prekursorów death metalu w Polsce. Założony został w 1983 roku, na początku mocno inspirując się dokonaniami Judas Priest i Accept, następnie zmieniając formę na thrash-death metalową, za sprawą sukcesów, jakie wtedy święcił Slayer. Materiał „Morbid Reich” uzyskał status najlepiej sprzedającego się demo w historii gatunku.
Ostatni raz było mi dane oglądać Petera i spółkę na żywo ok. 15 lat temu w Gdańsku przy okazji Thrash`em All Festiwal. Dlatego bardzo byłem ciekaw, jak Vader daje sobie obecnie radę na scenie.
Około 200 dusz zebrało się w gdyńskim Uchu. Od razu było widać, że Vader należy do tych zespołów, które skupiają na swoich koncertach ludzi w różnym wieku. Pośród młodzieży w wyprasowanych koszulkach z logiem Vader, było można napotkać starych wyjadaczy pod 50-tkę.
Scenografia ewidentnie przypominała o początkach zespołu, nawet logo wiszące nad perkusją było tą pierwszą grafiką, którą Vader sygnował swoje wydawnictwa przed rokiem 1990.
Około 20.45 zgasło światło i ze sceny zagrzmiało monumentalne intro, wprowadzając świetny klimat przed tym, co miało zaraz nastąpić.
Zaczęli od „The Wrath” z siarczyście brzmiącej epki „Sothis” z 1994 roku. Muzycy, poubierani niczym Judas Priest w 1984 r. (co swoją drogą wyglądało po prostu rasowo), wycinali kolejne utwory, które czasem przerywane były krótką konferansjerką Pana Generała. Dalej poszło „Breath Of Centuries” i kolejne numery z pierwszej płyty. Od pierwszych dźwięków ludzie zebrani pod sceną, uskutecznili konkretny kocioł, który raz po raz wracał ze wzmożoną siłą przy blastach James’a. W przypadku „The Final Massacre” tytuł utworu nieźle opisywał to, co działo się pod sceną. Nagle wyłączono przestery i poleciał wstęp do „Przeklęty na wieki”, następnie kultowy „Tyrani Piekieł”. Same klasyki, żadnych słabych punktów.
Przy „Dark Age” przypomniał się na pewno klip, który emitowała stacja MTV, co jak na tamte czasy było wydarzeniem wyjątkowym dla polskiej kapeli. Ktoś z publiczności poprosił o „Sword Of The Witcher”, jednak zespół miał inne plany.
I jeszcze dwa pociski. Kiedy wszyscy myśleli, że to już koniec, muzycy dobili publiczność dwoma coverami. Były to „Black Sabbath” z jedynki Anglików oraz nieśmiertelne „Raining Blood” Slayera. Czego można było chcieć więcej? Przy dźwiękach muzyki z Gwiezdnych Wojen zespół Vader pożegnał się z publicznością.
To nie był koncert death metalowy. To była historia Vader opowiedziana muzyką. Od początków, gdzie fascynowali się sceną heavy metalową, co bardzo słychać w najstarszych utworach, do momentu, gdzie są jednym z najbardziej popularnych bandów metalowych w tym kraju, na co zapracowali ciężką pracą przez ponad 30 lat. I takiego Vadera chcemy oglądać i słuchać.
Moją uwagę zwróciły wokale Petera. Jakby więcej było w nich blackowego prawie „harshu”, niż znanego z płyt niskiego growlu. Jeśli chodzi o nagłośnienie, to miałem wrażenie, że gitary były niewyraźne i mało słyszalny bas. Bębny brzmiały za to potężnie, szczególnie stopa.
Reasumując: bardzo udany, klimatyczny koncert tego zespołu. Taka podróż w przeszłość, gratka dla starszych słuchaczy. Peter i ekipa w świetnej formie. Oby więcej takich koncertów w wykonaniu Vader.
fot. Victoria Argent
fot. Victoria Argent
Posted by rock3miasto.pl on 25 maja 2015