Zespół I.N.D. wydał jesienią ubiegłego roku swój debiutancki album „In Nomine Dei” (recenzja TUTAJ). Wokalistka grupy – Alina Lewandowska, opowiedziała kilka ciekawostek o płycie czy samym zespole, ale też o swoich muzycznych odkryciach i podejściu do ludzi. Z wywiadu dowiecie się także jakie są plusy i minusy wydawania płyty własnym nakładem oraz w jakim kierunku zespół chce podążyć w przyszłości.
Zacznijmy od historii zespołu. Powstaliście w 1999 roku, ale po 4 latach zawiesiliście działalność na jakiś czas. Co było powodem tej decyzji?
Alina Lewandowska: „Powstaliście” to chyba troszkę za duże słowo:) To znaczy początek zespołu faktycznie sięga tego roku, ale prawda jest taka, że z ówczesnego składu jest w nim obecnie jedynie jego założyciel – gitarzysta Michał. Z tego co wiem, zespół wyglądał wtedy nieco inaczej, np. wokalistą (ale także oczywiście człowiekiem od wiosła) był właśnie Michał, a kapelę tworzyło czterech dżentelmenów. Niestety w pewnym momencie chłopaki przestali się dogadywać, czegoś zabrakło i Michał podjął decyzję o zawieszeniu działalności zespołu. Obecny skład I.N.D wyklarował się w 2007 roku i poza Michałem tworzą go zupełnie nowi muzycy. Tak naprawdę działamy więc w tym składzie od blisko pięciu lat.
Materiał na „In Nomine Dei” zawiera wyłącznie piosenki, które powstały po reaktywacji, czy może na płycie są też starsze utwory?
AL: Wszystkie numery z płyty powstały już po 2007 roku. „In Nomine Dei” to nasza pierwsza płyta, z jednej strony oczywiście otwarcie na nowy etap, ale jednocześnie także podsumowanie naszej dotychczasowej działalności, stąd jest tak różnorodna. Nowe kawałki są już inne, mocniejsze i kolejna płyta na pewno będzie się różnić od naszego pierwszego wydawnictwa, ale chyba zawsze pozostaniemy wierni ciężkim riffom.
Pierwsze co rzuca się na uszy przy słuchaniu „In Nomine Dei”, to wasza skłonność do kombinowania, czerpania garściami z przeróżnych rockowo-metalowych worków. Kto w zespole jest takim ”poszukiwaczem”?
AL: Pomysły przynosi Michał, on lubi taką wielowątkową muzykę, ja zaraziłam się tym od niego. Z tego co się orientuję Sebastian też takiej słucha. Kuba pewnie woli inne klimaty – funk, jazz. Każdy z nas słucha różnej muzyki, ja z wiekiem coraz bardziej poszerzam klimaty muzyczne – od chorałów gregoriańskich po nawet avantgarde. Dzięki szerokim horyzontom muzycznym można swobodnie poruszać się po różnych stylach i odnajdywać w tym to, co najbardziej odpowiada, w czym czujesz się jak ryba w wodzie.
A jakiej muzyki słuchasz ostatnio? Coś nowego zwróciło Twoją uwagę, czy może jednak stawiasz na starocie?
AL: Wszystko zależy od mojego nastroju danego dnia :) Mam trochę ulubionych kapel, do których nieustannie wracam, zwłaszcza przy okazji wydania przez nie nowych płyt albo organizowania tras koncertowych. Teraz zbliża się koncert Anathemy w Poznaniu, więc ta kapela będzie miała pierwszeństwo. Mam wielką słabość do rodzimego rynku muzycznego, bardzo chętnie i regularnie wracam do dokonań Broken Betty, Blindead, Chassis, Perihellium czy nieistniejącej już niestety Pneumy. Cenię twórczość Sully’ego Erny. Bardzo podobają mi się piosenki Adele. Bywa, że sięgam po dokonania skandynawskie: Winds, Sentenced. I nieustannie wracam do mojej największej miłości – Alice in Chains. A tak bardzo regularnie to mielę ostatnio płyty Luxtorpedy i Power of Trinity.
Kwestie sporne są u was rozwiązywane demokratycznie, czy może Michał jako założyciel zespołu i ten, który przynosi pomysły ma ostateczny głos? Jak u was wygląda „szlifowanie” utworów?
AL: Jakichś strasznych kwestii spornych, obraz majestatu i trzaskania drzwiami nigdy u nas nie było i mam nadzieję,że nie będzie;) Zdarzają się sytuacje, że mamy różne zdania,ale staramy się raczej szukać wspólnej płaszczyzny porozumienia. Chodzi nam po prostu o to, żeby wszystko współbrzmiało i współgrało jak najlepiej, stąd czasami mamy jakieś wzajemne sugestie odnośnie poszczególnych partii utworów i ewentualnych zmian.
A numery szlifujemy najzwyczajniej przez ich częste odgrywanie na próbach i czasami zmianę aranżacji na ciekawszą.
Płytę nagrywaliście późną wiosną 2010 roku. Dlaczego trzeba było czekać ponad rok na jej wydanie?
AL: Z bardzo prozaicznych względów: rozpoczęliśmy szukanie wydawnictwa, ale dość szybko się zniechęciliśmy. Postanowiliśmy więc wydać płytę sami – przez firmę Michała P.M Records, ale na to trzeba było czasu – musieliśmy uciułać odpowiednie środki.
Może jeszcze trochę za wcześnie na podsumowanie tego posunięcia, ale czy warto było wydać album własnym nakładem? Udało wam się dotrzeć do słuchaczy?
AL: Są plusy i minusy takiej sytuacji. Plusem jest niezależność i samowystarczalność, nikt nie podpina się pod Twoje wydawnictwo i nie żąda kasy. Minusem natomiast jest brak tak szerokiej promocji jaką gwarantują wytwórnie płytowe. Bardzo trudno jest się przebić. Staramy się obecnie rozsyłać płyty do branżowych czasopism oraz rozgłośni radiowych, szukamy też managera. Miejmy nadzieję, że wkrótce pojawi się więcej propozycji koncertów, a co za tym idzie – także możliwości dotarcia do jeszcze większej liczby odbiorców.
Porozmawiajmy o stronie graficznej płyty. Muszę przyznać, że robi wrażenie i zwraca uwagę. Kto wpadł na pomysł umieszczenia mrocznej dziewczyny w tym biało-niebieskim świecie?
AL: Też mi się szalenie podoba! Najlepsze jest to, że niemal do końca nie wiedzieliśmy jak ta okładka będzie wyglądać. Zaufaliśmy jednemu człowiekowi – Kamilowi Kumpinowi, który robił oprawy graficzne bardzo, bardzo, bardzo metalowych płyt. Kamil poprosił mnie o przesłanie tekstów. A potem zobaczyłam pierwsze strony okładki i zatkało mnie z wrażenia, bo świetnie pokazał to, co chciałam przekazać w tekstach utworów. Jest tutaj mnóstwo różnej symboliki, którą mam nadzieję każdy odczyta osobiście i na pewno znajdzie jej nawet więcej niż sama się mogę domyślić.
Głównym przesłaniem jest to, że nie ma życiu takiej sytuacji, z której nie byłoby wyjścia. Ja często doświadczałam i nadal doświadczam pomocy Boga, kiedy po ludzku nie jestem w stanie już nic więcej zrobić. Każdy pewnie czasem czuje, że coś mu się wali, że rozsypuje się w drobny pył. Jednak to, co pozornie wydaje się być końcem, może zaprowadzić do czegoś nowego, pięknego, lepszego.
Pneuma, która w pewnym momencie odeszła od bezpośrednich tekstów o Bogu, już do końca była zbyt katolicka dla metali i zbyt metalowa dla katolików. W waszym wypadku śpiewanie o wierze bardziej pomaga czy przeszkadza w działalności zespołu?
AL: Wiesz co… ja się czasem dziwię takim sztucznym podziałom. Kiedy poznaję jakiegoś człowieka to nie pytam na starcie jakiego jest wyznania i nie sprawdzam punkt po punkcie z wyimaginowanej listy jak bardzo do mnie pasuje albo nie. Po prostu cieszę się, że go poznaję, prawdziwego, takim jakim jest. Mam wielu znajomych wierzących i wielu niewierzących. Każdego z nich lubię, z każdym z nich się dobrze dogaduję. Myślę, że gdybyśmy wszyscy patrzyli na siebie nie przez pryzmat stereotypów, a po prostu podchodzili do siebie otwarcie to życie byłoby łatwiejsze. Ja bardzo lubię ludzi. I bardzo lubię dobrą muzykę. W muzyce szukam serca, profesjonalizmu i dobrych tekstów. W ludziach – serca. Jednym nasza muzyka przypadnie do gustu, innym nie – to naturalne. Zawsze jednak cieszy dobre słowo i pogo na koncertach.
To wszystkie pytania. Dzięki i powodzenia na muzycznej drodze!
AL: Dziękuję za rozmowę, pozdrawiam wszystkich czytelników portalu rock3miasto.pl i zapraszam na nasze koncerty oraz do kupna płyty!