Alfah Femmes – Banned From Poland

Lubię, kiedy artyści z płyty na płytę trochę się zmieniają. Kiedy płyta, którą dostaję do ręki nie jest po prostu kopią poprzedniej. I nawet jeśli brakuje tam jakiegoś elementu, to w zamian otrzymuję coś co sprawi, że smak jest inny, ale równie dobry jak smak poprzedniej płyty. Tak robi Janerka, tak robi Bielizna, tak robiło The Clash, tak robili The Beatles, tak robiła Republika. Tak robią Alfah Femmes.

Dziwnym by było, gdyby tak nie zrobili, bo od czasu poprzedniego albumu minęło pięć lat, a w tak zwanym międzyczasie zdążyli wydać jeszcze EP „I Wouldn’t Bother” oraz wymienić 1/3 składu zespołu. I tak dotychczasowego gitarzystę Marcina Gałązkę (Mulk, Me and That Man, wieloletni skrzydłowy Tymona Tymańskiego) zastąpił Jakub Zwolan (The Fruitcakes) – gitarzysta o podobnych środkach wyrazu, jakkolwiek o nieco innej energii. Inaczej ma się sprawa z odejściem wiolonczelistki Weroniki Kulpy, na jej miejsce bowiem pojawił się saksofonista Michał Jan Ciesielski (Quantum Trio, Zgniłość, ńoko i wielu innych składów młodego gdańskiego jazzu), co ma już większy wpływ na brzmienie zespołu. Reszta składu pozostała niezmieniona: perkusista Tomasz Koper (m.in. ńoko), klawiszowiec (grający również na gitarze) Michał Wandzilak (Świetliki), basista Przemysław Bartoś (m.in. Mulk, The Fruitcakes) oraz wokalistka Zofia Bartoś.

Powiem zupełnie szczerze, że trochę obawiałem się pierwszego odsłuchu nowej płyty Alfah Femmes. Nie ze względu na jakość, co do której byłem pewny. Problemem jest to, że muzyka zespołu potrafi wciągnąć bez reszty. Kiedy w 2020 r. wszedłem w posiadanie ich winyla – nie schodził z talerza przez ładnych parę tygodni. Mogę powtórzyć za Josephem Priestleyem – naukowcem, który w XVIII wieku odurzał się czystym tlenem – że te przyjemności mógłbym opisać tylko ja i moje myszy. Drugą płytę odtworzyłem już na kompakcie. Nie w samochodzie – jak to miałem w zwyczaju – ale na „tatowym” zestawie 5:1 (swego czasu był to taki dyżurny atrybut każdego szanującego się taty). Skoro zespół reklamuje się jako „old wave/post-cringe” to chyba są to najwłaściwsze okoliczności do takiego odsłuchu.

Zaczęło się całkiem nieźle i gęsto. Urokliwej melodii rozpoczynającej „Carnations” towarzyszy tekst o tym, że – jakby to powiedział Jan z Czarnolasu – „nie zawżdy, piękna Zofija, róża kwitnie i lelija” (a już na pewno goździki), a wszystkiemu co pięknie kwitnie przeznaczone jest gnicie, które gniciem pozostanie, nieważne jak piękna będzie oprawa. Następny kawałek „Apuncalypso” – zgodnie z nazwą pobrzmiewa przełomem lat ’70. i ’80. (chodzi o punk, nie o calypso), w warstwie gitarowej przywodzi skojarzenia bardzo wczesnych The Police czy Television, w warstwie literackiej zaś łączy klimaty apokaliptyczne z tym, co prezentował David Byrne w tekście do „Sax And Violins” (nadal nie ma tam nic o calypso, a tym bardziej nic o lodach „Calipso”). „Play Dead” – gdyby rytm tego kawałka był nogą, to stanowiłby temat niejednego konsylium, podczas którego tytani chirurgii twierdziliby „Jakżeż to ciekawie połamane! A jednocześnie chodzi jak zdrowy!”. „Smile” zachwyca zwrotkami śpiewanymi w harmonii przez Zofię i Jakuba Zwolana, dyskretnymi nawiązaniami do lat ’60. Rozpoczynający się ejtisowymi w brzmieniu gitarami „Milking Blood”, obdarzony ostrym tekstem piętnującym chciwość i dążenie po trupach do celu. Poplątany „I Am A Boob” zaskakuje intertekstualnym odniesieniem do „Hurt” Nine Inch Nails wplecionym w rozważania dotyczące przekleństwa overthinkingu. W „I Wouldn’t Bother” mamy z kolei do czynienia ze zwrotkami wiedzionymi mocną linią basu, przełamanymi łagodniejszymi w brzmieniu refrenami. Zdecydowanie spokojnie płynie „Creative Instructions On Burning Old Photographs (Here’s To All the Women)” prowadzony perkusją prowadzoną prosto acz ze swingiem, na której oparty jest miękko brzmiący bas, mniej lub bardziej rozłożone akordy gitary, a dodatkową ornamentykę zapewniają instrumenty dęte (gościnnie wystąpił trębacz Dawid Lipka) oraz nieco możdżerowska zagrywka fortepianu na sam koniec. Podobnie „Trench Coats”, gdzie rytm jest jednak bardziej jednostajny, co równoważy jednak mnogość brzmień gitar składających się w interesujący sonoryczny pejzaż. Ostatni na płycie utwór „Most Awesome Website In The World” rozpoczyna się od – mówiąc eufemistycznie – intrygująco brzmiących klawiszy (czy jest jakieś polskie określenie na „cheesy”?) przechodzi w uroczą piosenkę stanowiącą odmowę partycypacji w systemie algorytmów i prawideł marketingowych, których aplikowanie do sceny muzycznej pozbawia ją polotu, finezji i niedookreślenia. Odmowę zdecydowaną, jednocześnie uprzejmą, a przy tym skandalicznie krótką. I już. Dziesięć utworów. Trzydzieści sześć minut czterdzieści dwie sekundy przyjemności. Teraz można zabrać do wozu.

Płyta „Banned From Poland” jest bardzo starannie wydana. Okładka autorstwa Pana Kulki przyciąga spojrzenie. Tak jak w muzyce zespołu, jest w niej kolor (a nie ciągle czarne ponure dziady ponure), ale nie ma pstrokacizny. Do płyty CD dodany jest insert, w którym znajdują się teksty w języku language, moim zdaniem – udały się one wybitnie. Muzyka zespołu została świetnie wyprodukowana (niewątpliwa zasługa Oskara Frydrycha). Wszystkie dźwięki na tej płycie są zagrane pewnie, a wokale śpiewane są lekko.

Oczywiście, wprawny słuchacz dostrzeże wpływ różnych wykonawców, tak jak wprawny smakosz wyczuje smak przypraw w potrawie. Najważniejsze jest jednak to, że nic nie dominuje tu aż tak bardzo, żeby mówić o inspiracji czy też „zrzynie”. Zespół Alfah Femmes wykształcił sobie własne skale porównawcze, własne układy odniesienia. Jest to bardzo rzadkie w kraju, w którym większość kapel usiłuje brzmieć „pod kogoś” (mieliśmy w historii „polskich Beatlesów”, „polskich Police’ów”, „Gunsów z Radomia”, a nawet „Jaggera z Olecka”), ale też pokazuje, że horyzonty formacji są znacznie szersze.

Zespołowi Alfah Femmes życzę większych sukcesów niż są sobie w stanie wyobrazić, bo zasługują na to. A Szanownym Państwu polecam zakup płyty „Banned From Poland” – czy to dla siebie, czy to na prezent dla rodzica (robi robotę, uwierzcie). Żeby nie było, że ta cudowna ekipa przyszła do swoich, a swoi ich nie przyjęli. Żeby nie było.

skład:
Zofia Bartoś – wokal
Przemysław Bartoś – gitara basowa
Michał Jan Ciesielski – saksofon
Tomasz Koper – perkusja
Michał Wandzilak – klawisze
Jakub Zwolan – gitara

1. Carnations
2. Apuncalypso
3. Play Dead
4. Smile
5. Milking Blood
6. I Am a Boob
7. I Wouldn’t Bother
8. Creative Instructions on Burning Old Photographs (Here’s to All the Women)
9. Trench Coats
10. Most Awesome Website In The World

strona internetowa: alfahfemmes.com