Pomysł, żeby pożenić jazz z elektroniką, nie jest nowy. Jazzmani eksperymentowali z syntetycznymi brzmieniami właściwie od zawsze (a przynajmniej od Milesa Davisa), a i producenci muzyki elektronicznej, w rodzaju LTJ Bukema czy Dj Baileya, samplowali jazzmanów często i z entuzjazmem. Zawsze pasowały mi tego typu romanse i nadal pasują. Miałem tak z Pink Freud, ze Skalpelem i z wieloma innymi wykonawcami. A teraz, od niedawna, mam tak samo z Ńoko. Bo choć właściwie nie jest to nic nowego, to jednak zespół ten zdecydowanie wyróżnia się na scenie.
Zacznijmy od tego, że muzycy jazzowi, sięgając po elektronikę, zazwyczaj nadają jej rolę służebną wobec żywych instrumentów. Elektronika służy im głównie jako przyprawa, która sprawia, że danie nabiera charakteru. Podobnie zresztą wygląda to z drugiej strony – wspomniany już LTJ Bukem czerpie z jazzu pełnymi garściami, ale nadal tworzy muzykę stricte klubową. Z Ńoko jest inaczej – żywe instrumenty i elektronika mają tu równy status. Słychać oczywiście, że panowie to wykształceni muzycy, jednocześnie jednak potrafią wygenerować taneczność i transowość. Perkusja często brzmi jak beat oparty na samplu z „Amen brother” The Winstons („Oumuamua”). Wiodącą rolę grają te same syntezatory, które umilały mi studenckie imprezy we wczesnych latach dwutysięcznych. Całość nierzadko wpada nie tylko w dark ambient („Dune”), ale też w minimal techno („Hospital”).
Wspomniałem już, że na płycie nie brak ambientu, czyli gatunku, którego często używam jak np. tła do książki lub pracy. Uprzedzam – „Aurora” raczej nie sprawdzi się w tej roli. Album ten jest na to po prostu zbyt intensywny, rozedrgany, niepokojący i dynamiczny. Nawet, jeśli zrobi się spokojnie, nie możemy być pewni, czy za chwilę nie wedrze się brutalnie jakaś freejazzowa fraza na dęciaku lub syntetyczny zgrzyt a la Merzbow. Nie znaczy to jednak, że płyta ta jest chaotyczna. Bynajmniej – wszystko z siebie logicznie wynika. Zespół opowiada nam historię, jednak nie boi się podnosić w trakcie tego opowiadania głosu. Ńoko jest apodyktyczne i nie cierpi, gdy ktoś odwraca od niego uwagę.
Mam na „Aurorze” dwa ulubione numery. Są to „Mental” i „Hospital”, które ewidentnie znalazły się obok siebie nie przez przypadek. Nie tylko tytuły utworów tworzą razem konkretną frazę, ale też same kawałki mają ten sam punkt wyjścia (warto porównać ze sobą ich początki). „Mental” lubię przede wszystkim za soczystą melodię przeciwstawiającą się chaosowi i wyłaniającą się z niego, natomiast „Hospital” chyba głównie za to, jak pięknie rozwija ideę zdefiniowaną w tytule. Obawiam się, że nie jestem w stanie wyjaśnić tego lepiej – chyba po prostu będziecie musieli posłuchać.
Jeśli można się czegoś na tej płycie czepiać, to tego, że panowie nie zawsze mają umiar. Puściłem fragment „Aurory” swojej dziewczynie, której zdanie bardzo sobie cenię. W odróżnieniu ode mnie nie bawi się w muzyka i nie ma skłonności do rozbijania wszystkiego na czynniki pierwsze. Słucha po prostu. „Fajne, tylko trochę tam tego wszystkiego za dużo” – powiedziała i chyba miała trochę racji.
„Aurora” to znakomity album. Mocno żałuję, że nie zajrzałem do Drizzly Grizzly na premierę, ale liczę na to, że będzie jeszcze okazja zobaczyć Ńoko na żywo. Trzymajcie kciuki!
skład:
Dawid Lipka – trąbka
Michał Jan Ciesielski – saksofon, syntezatory
Maciej Sadowski – kontrabas, moog
Tomasz Koper – perkusja
1. Oumuamua
2. Le Blob
3. Aurora
4. Dark
5. Mental
6. Hospital
7. Trasssh
8. Dune
strona internetowa: www.facebook.com/noko.music