Po ostatniej, akustycznej płycie koncertowej Where is Jerry wydanej pod koniec 2012 r., zarejestrowanej w Teatrze w Oknie w Gdańsku mam wrażenie, że muzycy tego ciekawego projektu wzięli sobie do serca ważną życiową radę Władysława Pasikowskiego „Panowie, Panowie za mało tego k**** w tym k****”. Pomijając nagranie, obfitujące w ten egzotyczny odpowiednik polskiego przecinka, płyta zawiera niewątpliwie dużo więcej mocy – pięć numerów stonowanego, opierającego się na rock & rollowych riffach brzmienia.
Pierwszy numer nie porwał mnie od pierwszych wersów, ale rozkręca się w nieco mocniejszej konwencji w drugiej połowie, co przy nieco podkręconym volume daje całkiem dobry efekt. Kolejny utwór „Rockandrolla” utrzymany w całości w przyjemnym gitarowym klimacie brytyjskiego rocka lat ’90 szybko zaczyna się i tak samo szybko kończy, podobnie jak pozostałe. Mam wrażenie, że chłopaki trzymają się konwencji rock & rolla lat ’60 – tych, gdzie przeciętny utwór trwał nieco ponad 2 minuty, a wynikało to chyba tylko z tego, że nikt nie wytrzymałby szaleńczych wygibasów na parkiecie do jednego kawałka dłużej niż dwie i pół minuty. Where is Jerry może stwierdzili, że to wystarczający czas, aby zgłębić każdy z utworów.
Następny numer, wyciszający cały poprzedni wzbudzony klimat „Hush Hush”, jak dwa poprzednie, nie przekracza magicznych 3 minut. Tworzy bardzo przyjemny, melodyjny nastrój. Słuchając tego nagrania miałem nieodparte wrażenie, że gdzieś już to słyszałem. Prawdopodobnie jest to moja nadinterpretacja, ale nie mogłem pozbyć się z głowy słów z repertuaru No Doubt „Don’t speak”. „hush hush darling hush hush darling don’t tell me cause it hurts uuUUUuuu Dont Speak.”
Najbogatszy kawałek z płyty nosi tytuł „Bright Light” i jest wzbogacony o bardzo trafnie wpasowane instrumenty dęte. Ciekawa aranżacja, funkowa gitara, porywający rytm, szybsze tempo, dynamiczny utwór utrzymany w stałym klimacie poplątania z pomieszaniem stylów, dał bardzo interesujący efekt. Moim zdaniem jest najpełniejszym numerem z płyty i kompletnym skończonym. Zamykającym płytę „10 Day Langfuhr Forecast” jest numer o enigmatycznej nazwie „Abdroid”, a może jest to zwykły błąd druku wszak ,n’ i ,b’ to sąsiadujące klawisze, ale możliwe, że kolejny raz nadinterpretacja szaleje. Kawałek moim zdaniem idealnie identyfikuje się z dotychczasowym dorobkiem zespołu. Moim skromnym zdaniem jest to idealne odzwierciedlenie tego, co członkom zespołu w duszy gra. Numer rozpoczyna spokojna linia basu wzbogacana o delikatne gitarowe akordy. Całość dopełnia stonowany wokal, którego moc narasta, aby wyzwolić wcześniej drzemiące emocje i dać im upust w ostatnich wersach utworu.
Where is Jerry to zespół, którego nie da się jednoznacznie sklasyfikować. Mają męczące momenty, ale kto ich nie ma. Drzemie w nich dużo energii, której myślę, że jeszcze nie wyzwolili do końca. Nie wiem czego można się po nich muzycznie spodziewać, ale może to jest interesujące. Wiem natomiast, że jest to zespół, który odpowiednio ukierunkowany jest w stanie wyklarować indywidualny styl. Na tę chwilę odbieram to jako eksperymentalne poszukiwanie własnej drogi. Wierze, że kiedy dojdzie do jej odnalezienia, a chłopaki obiorą wyznaczony kurs i będzie to kawał dobrego rock & rolla.
skład:
Przemysław „Bozo” Loose – wokal, gitara
Mateusz „Vreen” Kunicki – gitara basowa
Tomasz „Tombe” Bedynek – perkusja
1. Camembert
2. Rockandrolla
3. Hush Hush
4. Bright Light
5. Abdroid