Behemoth, Batushka, Bolzer, Imperator, Untervoid (Gdańsk, B90 15-12-2018)

Wydarzenie pod nazwą Merry Christless odbyło się w tym roku w trzech miastach, w tym w gdańskim klubie B90. Behemoth zaprosił na scenę cztery supporty: po raz kolejny Batushkę i szwajcarski Bolzer, nowy projekt Destroyera i Adama Sierżęgi – Untervoid, oraz świętujący powrót po 25 latach na scenę kultowy Imperator.

Nawet przybycie przed czasem łączyło się ze staniem w kolejce. Bilety na to wydarzenie zostały wcześniej wyprzedane. Taka sama sytuacja miała miejsce w Warszawie i Wrocławiu. Ale przepływ ludzi przebiegał stosunkowo sprawnie, nie trzeba było za długo marznąć na zewnątrz. W środku można było nabyć merch praktycznie każdej kapeli, która grała tego wieczoru.

Untervoid / fot. Aga Stawrosiejko

Jako pierwszy na scenę wyszedł Untervoid. Miał to być black metal, ale to, co usłyszałem bardziej przypominało mi jakieś nowoczesne granie, takie bardziej „postprogowe” niż metal. Zespół ma na razie na swoim koncie jedna epkę. Zobaczymy, co będą mieli do zaoferowania w przyszłości, ale taka wizja metalu niestety do mnie nie przemawia. Na pewno znajdą odbiorców, bo jest to muzyka, która obecnie cieszy się dość dużą popularnością. Ten dwuosobowy projekt na scenie jest wspomagany przez dwóch panów z Thaw i Infernal War.

Imperator / fot. Aga Stawrosiejko

Łódzki Imperator rozpoczął działalność 34 lata temu, wydał tylko jeden pełny album w 1991 roku i tyle go widzieli. Dziś wraca po 25 latach absencji na scenie. Bardzo byłem ciekaw jak sobie poradzi Bariel i ekipa. Mam mieszane uczucia co do takich powrotów, różnie z tym bywa. Jednak w tym przypadku niepotrzebnie się obawiałem, wszystko zagrane elegancko bez żadnej wtopy. Może pod koniec Barielowi trochę wokal siadł, ale bronił się dzielnie. Ja rozumiem, że zawsze jest tak, że supporty są gorzej nagłośnione od gwiazdy, ale nikomu chyba korona z głowy nie spadnie, jak trochę podgłośni zespół. Fajnie, że udało się im wrócić w takim składzie, w jakim funkcjonowali lata temu. Dodatkowo koncertowy skład zasilili Tomasz Nowok z Devilpriest oraz Vit z Truchło Strzygi.

Bolzer / fot. Aga Stawrosiejko

Szwajcarski Bolzer było mi dane widzieć już trzeci raz. Na początku nie mogłem się przekonać do takiego grania, ale po ostatnim koncercie w gdyńskim Uchu, gdy supportowali bluźnierców z Archgoat spodobali mi się na tyle, że za każdym razem z uwagą wysłuchuję ich wykonu. 12-strunowa gitara i te ciężkie zakręcone riffy to atrybuty tego duetu. Jest masywny ciężar, ale jest też przestrzeń w tej muzyce. Jest potężny rytm, ale czasem jest tak łamany, że wkradają się te progresywne pierwiastki, ale to absolutnie nie przeszkadza. Na pewno odwiedzą jeszcze trójmiasto, bo mają tu naprawdę dużo fanów. Podobał mi się ich występ, ale odniosłem wrażenie, że trochę byli za bardzo spogłosowani. Ewidentnie na razie nic nie przebija ich występu w Uchu.

Batushka / fot. Aga Stawrosiejko

Wyeksploatowanie Batushki jako zespołu jest już tak nużące, że prawie każdy riff znam na pamięć. Cholera, tyle jest kapel w Polsce, tyle dobrej muzy, a ten Behemoth jeszcze tę Batushkę bierze jak na złość. Tak, wiem, jak sobie sam zorganizuję koncert, to sobie wezmę kogo będę chciał. No i znowu to samo, tak, wiemy, że kaptury, że kadzidła, chóry i ceremonie. Wszystko kopiuj-wklej, no może z taką różnicą, że jeden z gitarzystów miał teraz inne nakrycie głowy niż zazwyczaj. Poza tym myślę, że brzmieli teraz gorzej niż na poprzednich koncertach w B90. Jeśli ktoś widział ich pierwszy raz, na pewno mu się podobało, bo może robią wrażenie. Ostatni utwór jaki zagrali, nie był z płyty, czyżby zapowiedź drugiego albumu? Zobaczymy, niech ją w końcu wydadzą i zaczną grać nowe kawałki.

Behemoth / fot. Aga Stawrosiejko

Darski i ekipa czują się w B90 jak w domu. Ich występ poprzedzony był intrem, które ciągnęło się w nieskończoność. W końcu wyszli, zaczęli kawałkiem „Wolves ov Siberia” z najnowszej płyty, z której łącznie tego wieczoru zagrali pięć utworów, jeśli dobrze policzyłem. Co tu dużo gadać, przedstawienie na najwyższym poziomie technicznym. Show dopracowane w każdym ujęciu, pirotechnika, światła itd. Na pewno nie jest to Behemoth, jakiego znamy z płyt z lat 90-tych, a nawet troszkę później. To nowa jakość, przeznaczona na duże sceny, duże produkcje, trochę im chyba już ciasno na takiej scenie jak w gdańskim B90. Ludziom bardzo podoba się to, co obecnie ma do zaoferowania ten zespół. Wydaje mi się, że tracąc część starych fanów, zyskali o wiele więcej nowych. Kupiłem niedawno „ILYAYD”, w niektórych utworach wyczuwam poszukiwanie przez band czegoś nowego. Ta płyta zgromadziła riffy, których klimat znamy z ostatnich albumów, ale część tego materiału to jakby próba zagrania czegoś znowu innego. Wiadomo, jednym się spodoba, innym nie, tak to z muzyką bywa. Nie można im odmówić konsekwencji w tym marszu po całym świecie i zaskarbianiu sobie przychylności nowych słuchaczy. Przejrzyjcie plakaty koncertów, festiwali, coraz rzadziej Behemoth występuje w roli supportu, nawet w Stanach. Są rozpędzoną machiną i nie wydaje mi się, żeby Nergalowi coś się w przyszłości odwidziało. Wypełniają kluby po korek, zainteresowanie ich twórczością nigdy nie było takie wysokie. Ze starszego materiału zagrali wczoraj „Decade ov Therion” oraz „Chant for Eschaton 2000”.

Resumując był to udany wieczór, zarówno towarzysko, jak i muzycznie. Naprawdę dobry powrót Imperatora – to mnie cieszy najbardziej.