W sobotę do gdańskiego Klubu B90 zawitała absolutna legenda punka – The Exploited. Jako support wystąpiły dwie polskie załogi: Psy Wojny i Włochaty, angielskie Maid Of Ace oraz Drain Down.
A więc, czy punks not dead? Z tym pytaniem na ustach pojawiłem się pod klubem jeszcze przed otwarciem bram. Nie spodziewałem się, że frekwencja będzie taka zadowalająca. Podobno było ponad 600 sprzedanych biletów. Nazbierało się trochę starych punkowych wyjadaczy, niektórzy przekroczyli już 50-tkę. Ten punkowy duch gdzieś tam wciąż drzemie w tych ludziach, wciąż potrzebują takiej muzyki. Ten wieczór był dla nich na pewno w pewien sposób sentymentalną podróżą.
Jak pierwszy pojawił się na scenie band Psy Wojny. Ten istniejący od 1985 roku zespół przewinął mi się gdzieś pod koniec lat 80-tych i w latach 90-tych, podczas mojej chwilowej fascynacji punkiem. Wydaje mi się, że w tamtym okresie było kilka naprawdę dobrych punkowych bandów w tym kraju. Niestety większość z nich, lub prawie wszystkie, albo przestały istnieć, albo zmieniły stylistykę na bardziej miękką. Właśnie takie odczucie miałem jak słuchałem spod sceny tych dwóch polskich kapel. Panowie, z całym szacunkiem, wiem, że się dobrze bawicie, ale tu nie ma już ognia. Gracie bardzo nijak, nie ma to wyrazu. Jeden z gitarzystów grał tak, jakby nie pamiętał ani jednego riffu. Wiem, rozumiem, że chłopaki chcą sobie jeszcze trochę pograć, może nawet przeżywają drugą młodość. Ale ten występ był mdły, przekaz jakoś nie miał tej siły uderzenia. Aczkolwiek życzę wszystkiego najlepszego, grajcie ile wlezie.
Włochaty był drugim supportem. Tutaj znowu się zawiodłem. Raz, że skład już nie ten, jakiś młody gość na wokalu. Nie pasował mi tu w ogóle. Po drugie co to, reggae? Ja nie wiem, ale Włochatego pamiętam trochę inaczej, z inną muzą, z innym podejściem, a przede wszystkim z pazurem. Jednak sądząc po wielkim młynie, który uskutecznił się już przy pierwszej kapeli – wszystko się zgadzało słuchaczom. Mi nie, nie kupuję tych pseudo punkowych obecnych składów. Nie kupuję tolerancyjnych tekstów, wesołego podskakiwania i zmieniania stylu na jakieś reggae. To nie taki ma być punk. Ma być agresja, szybkie tempo i anarchia. Ja chcę punka takiego, jakiego słuchałem pod koniec lat 80-tych.
Trzecia kapela trochę poprawiła sytuację proponując bardziej corowe granie, ale z jajem. Nie mam bladego pojęcia skąd są, nie mogę nawet poprawnie odczytać ich logówki, jak dla mnie to Drain Down. Jeśli jest inaczej, to proszę mnie poprawić. Chłopaki dowalili trochę mocniej niż poprzednicy. Dobrze to nawet gadało. W końcu pojawiły się ciekawe riffy i rozwiązania. Nie wiem, czy ktokolwiek ich zapamięta, ale naprawdę był to pierwszy dobry gig tego wieczoru.
Kolejny zespół był niemałym zaskoczeniem. Na scenę wyskoczyły same młode babki. Rozwrzeszczane, bezczelne, głośne i przede wszystkim punkowe. Jak się okazało, Maid Of Ace to cztery siostry, które w 2005 roku zagrały swój pierwszy koncert w szkole, do której uczęszczały. Muzycznie mamy tu szybki i głośny punkrock. No i o takie granie mi chodziło. Energia na scenie jak się patrzy, krótkie ale konkretne kawałki. Idealny support dla gwiazdy wieczoru.
Na jakiś czas przed koncertem The Exploited w mediach pojawiła się informacja, że Wattie, frontman zespołu wylądował w szpitalu. Koncert stanął pod znakiem zapytania. Wokalista jednak szybko się wylizał i jak na razie wszystkie gigi szkotów odbywają się planowo. Ten działający już 40 lat zespół to klasyka punka. Mają na swoim koncie osiem płyt studyjnych. Ostatnia „Fuck The System” ukazała się w 2002 roku. The Exploited na żywo robi dobrze swoja robotę. Chyba każdy fan czekał pod sceną na najbardziej znane i lubiane kawałki. Tak też było. Na pierwszy ogień poleciało „Let’s start a war”, potem szybkie „Beat the bastards”, „Fuck the USA”, czy chociażby „The massacre”. Same kultowe kawałki. Na koniec dowalili do pieca z „Dogs of war”. Młyn pod sceną zdawał się nie zwalniać. To była prawdziwa uczta dla miłośników gatunku. Myślę, że The Exploited powinno ruszyć tyłki i nagrać kolejną płytę, bo od ostatniej minęło już 17 lat. A z ich koncertu nasze rodzime kapele uważające się za punkowe powinny wyciągnąć wnioski. Bo na tę chwilę ten polski punk jest zimny i sztywny.