„Szarpidruty” to pierwszy album Arcyzygmunta Stefana, czyli Konrada Wulkiewicza, który na co dzień jest wokalistą metalowej grypy Detonacja. Nasz bohater zebrał w szufladzie trochę materiału i postanowił go spożytkować nagrywając tę płytę. Co ciekawe, jest to dosłownie solowe dzieło, ponieważ Konrad stworzył wszystko całkowicie sam, od muzyki i tekstów, na projekcie okładki kończąc. Rodziło to oczywiście obawy, że efekt będzie mocno chałupniczy, ale muszę przyznać, że autor wyszedł z tej próby obronną ręką. Słuchając materiału trzeba wziąć poprawkę na to, że sam Konrad zdaje sobie sprawę z tego, że nie posiada szczególnie wybitnych umiejętności i jak sam mówi, „nie jestem wirtuozem czy nawet muzykiem. Po prostu ciężką pracą chciałbym się stać choć małą częścią tego, co tak kocham i rozumiem.” Duży plus dla niego za zdrowe podejście do tematu.
Początek w postaci tytułowego numeru „Szarpodruty” to swoiste genesis i manifest Arcyzygmunta, w którym wyjaśnia o co mu naprawdę chodzi i dlaczego odnajduje się w takich, a nie innych rejonach muzyki. Czuć tu trochę klimatu Nocnego Kochanka, zresztą taki lekki nastrój powraca na tej płycie wielokrotnie, chociażby w „Trzy po trzy”, które rozpoczyna tekst „kto se z rana piwko machnie, temu z ryja ładnie pachnie”. Takich perełek jest w tym kawałku więcej, tytuł mówi sam za siebie. Druga piosenka w postaci „Świnie w butach” zaskoczyła mnie poważnym tekstem, okazuje się, że Arcyzygmunt Stefan to nie tylko kabaret. Lekko nie jest też w najdłuższym numerze na płycie w postaci „Dezorientacja myśli”.
Wyszło sympatycznie i chyba o to właśnie tutaj chodziło. Taka pamiątka dla Konrada i jego znajomych. Trochę kabaretu, trochę powagi, ale generalnie należy ten materiał traktować z przymrużeniem oka.
1. Szarpidruty
2. Świnie w butach
3. Riff’n’roll
4. Dziura w niebie
5. Trzy po trzy
6. Dezorientacja myśli
7. Impreza u rzeźnika
8. Metronom do śmierci