Dzisiejsze czasy są dla zespołów muzycznych o wiele bardziej łaskawe niż słusznie minione, zdecydowanie łatwiej i tańszym kosztem można nagrać płytę, czego doskonałym przykładem jest album „Gnosis”. Jeśli myślicie, że 13 lat czekania na nowego Toola to przesada, to co powiecie na to, że prapoczątków Grin należy się doszukiwać w 1989 roku pod nazwą Major Smiss, a dopiero pod koniec 2018 roku ukazał się ich debiutancki album, który poprzedzała wydana dwa lata wcześniej epka „A Scanner Darkly”. Bohaterowie tej recenzji to oczywiście nie ta skala co słynni Amerykanie, ale przedział czasowy i tak robi wrażenie. Co ciekawe, pomimo tych trzydziestu lat, muzyka Grin jest całkiem nowoczesna i nie czuć, że to grupa rekonstrukcyjna. Główną inspiracją Grin, od której zresztą powstała nazwa zespołu, jest szwajcarski Coroner prezentujący techniczną stronę thrash metalu, całkiem modną na początku lat dziewięćdziesiątych zanim zabił to wszystko grunge. Na „Gnosis” słyszę też sporo Gojiry, szczególnie w partiach wokalnych i niektórych gitarowych zagrywkach. Bardzo lubię muzykę Francuzów, więc akurat tego typu klimaty „post death metalowe” mi podeszły. Jeśli lubicie kanadyjski Voivod i ich apokaliptyczny klimat, jak najbardziej znajdziecie na „Gnosis” coś dla siebie. Wszystko to składa się na 11 niezbyt długich utworów trwających 35 minut. W niektórych przypadkach aż się prosi żeby trochę te numery porozciągać i pójść momentami w coś bardziej transowego, ale może na kolejnych wydawnictwach przyjdzie na to pora. Nie powiem żeby mnie „Gnosis” rozwaliło na łopatki, ale to bardzo solidny materiał, przez którego warstwy trzeba się najpierw kilka razy przegryżć żeby należycie docenić.
skład:
Marcin Borzęcki – gitara, wokal
Krzysztof Dobrowolski – gitara
Piotr Kawalerowski – gitara basowa
Jakub Przybylski – perkusja
1. Prologue
2. Universal Antidote
3. Burnt by Life
4. Gnosis
5. Rust on My Fingers
6. Need to Be a Human
7. Eyes of the Creators
8. Simon Magus
9. Turn Off My Brain
10. Mental Hole
11. Even for a Moment