Loveworms – Loveworms

Loveworms to świeży skład istniejący od 2024 roku, którego nie tworzą jednak debiutanci, tylko jak to się w porządnej prasie zwykło mawiać, grupa tzw. „wyjadaczy”, bądź nawet i „starych wyjadaczy”. Żarty żartami, ale z kronikarskiego obowiązku wspomnę, że pod szyldem Miłosne robaki podpisują się na gitarze i basie reprezentanci Czechoslovakii, czyli odpowiednio Adam Piskorz i Mateusz „Vreen” Kunicki, na perkusji Miłosz Rusakow z GARS (w tym zespole gra też Adam Piskorz na basie), a wokal obsługuje niejaka Kat, której akurat nie kojarzę więc nie wiem czy jest „wyjadaczką”. Całkiem możliwe zresztą, że nią nie jest, a już na pewno nie „starą”.

W materiałach prasowych Lovewormsi twierdzą, że są polską odpowiedzią na Lambrini Girls, Amyl & The Sniffers, Protomartyr czy Dry Cleaning. Żadna z tych nazw nic mi specjalnie nie mówi, ale skoro tak twierdzą, to tak pewnie jest. Natomiast to, co słyszę w tej muzyce i do czego oni mi pasują, to alternatywne, punkowe i post punkowe szufladki. Z kolei żeński pierwiastek w przypadku tego zespołu wcale nie dodaje łagodności czy subtelności jak często w takich połączeniach ma miejsce. Kat wręcz przeciwnie – dowala do pieca, nakręca całość dodając jeszcze więcej energii do dźwięków generowanych przez chłopaków. Ten punk w Loveworms to nie słońce i plaża rodem z Kalifornii, a bardziej właśnie brytyjska szkoła gatunku. Lepsze skojarzenia to klasa robotnicza, fabryka, no future, szarość i beton, wiecie o co chodzi. Zresztą nagrywali teledysk do „Heartbeat” w przestrzeni gdańskiej Hali Olivia, a ten socrealistyczny kloc do powyższego klimatu pasuje jak ulał. Nie oznacza to jednak, że Loveworms to cierpiętnicy i ich atrybuty to przedmioty do samobiczowania. Ich muzyka to nie tylko smutek i zimno, ale też pastelowe kolory, witalność i chęć do życia, jakby dowód na to, że da się dodać kolorytu do świata z betonu. Zobaczcie zresztą wspomniany teledysk do „Heartbeat”, on idealnie uchwyca ten obraz, który staram się ubrać w słowa.

Debiut Loveworms z pewnością będzie jedną z najciekawszych trójmiejskich płyt tego roku. Co prawda mamy dopiero koniec lutego, ale poprzeczka została postawiona wysoko. Chłopaki i Kat doskonale czują się w tym, co robią, a robią swoje tak jak właśnie należy. Jest pasja, autentyczność, jasno sprecyzowany i ożywczy styl, a przy okazji mają też fajne piosenki, a to w tym wszystkim jest najważniejsze. Jedyny minus to czas trwania materiału, bo to zaledwie siedem utworów, w tym jeden przerywnik.

skład:
Kat – wokal
Adam Piskorz – gitara
Mateusz „Vreen” Kunicki – gitara basowa
Miłosz Rusakow – perkusja

1. Falling for it
2. Heartbeat
3. I’m waiting now
4. The drop
5. Inconvenience
6. November
7. Human error

strona internetowa: www.facebook.com/lovewormsband