Przemysław Rudź i Artur Wolski kolejny raz połączyli siły i zaledwie rok po wydaniu debiutanckiego „Pomeranian Wind” ukazał się kolejny krążek pod szyldem Rudź & Wolski. „Enchanted Lighthouse” jest jednocześnie podobna i inna od pierwszej płyty duetu. Dalej to muzyka instrumentalna, pełna pejzaży malowanych za pomocą dźwięków, ale tym razem Artur Wolski odstawił brzmienie elektrycznych gitar na rzecz akustycznych.
Sześć utworów tworzących album przenosi nas w świat wyobraźni i do krain dalekich od prozy życia. To idealny materiał do zrelaksowania się po ciężkim dniu, kiedy chcemy uciec od tego co nas otacza. Wystarczy odpalić płytę, położyć się na kanapie, zamknąć oczy i odpłynąć… To nie są piosenki, tylko swego rodzaju opowieści, w których zamiast słów mamy dźwięki. Tytuły poszczególnych utworów to słowa klucze dla zrozumienia albumu i odpowiedniego wczucia się w muzykę duetu. Oczywiście wyobraźnia każdego człowieka podsuwa obrazy, które są bardzo indywidualne i zależne od wrażliwości danej jednostki, ale od czegoś trzeba zacząć. Ilu ludzi słuchających „Enchanted Lighthouse”, tyle historii, które opowiada ta płyta. Spróbujmy po mojemu. Posłuchajcie…
Początek płyty w postaci „Neverending Trip” to takie zachęcenie do podróży z Rudziem i Wolskim. Utwór wyróżnia się witalnością, jest skoczny, najbliżej mu do typowej piosenki. Kolejny „Boundless” to już inny klimat – stonowany, mroczny, pełen bezkresnej przestrzeni. Początek naszej podróży jest spokojny, mamy noc więc zbytnio nie wieje. Parafrazując jednego z Wielkich Poetów – wpływamy na przestwór oceanu. Ale nie suchego, tylko takiego mokrego jak trzeba, żadnych metafor. Płyniemy jak drzewiej bywało, nawigując patrząc w gwiazdy („Guiding Star”). Wreszcie jesteśmy blisko celu, do którego prowadzi nas zaczarowana latarnia („Enchanted Lighthouse”). Jednak nie udaje nam się dopłynąć do brzegu, coś nas od niego odpycha i skazani jesteśmy na dryfowanie („Perpetual Drift”). Okazuje się, że cel naszej podróży jest czymś nieuchwytnym. Czy uda nam się postawić stopę na lądzie? W mojej wersji przed wieczną tułaczką naszego bohatera ratuje budzik. Okazuje się, że to był tylko sen… Ostatni utwór „Chasing the Elusive” to blisko piętnaście minut muzyki, jakże transowej i pulsującej, pędzącej do finału tej opowieści, czyli pobudki.
skład:
Przemysław Rudź – syntezatory
Artur Wolski – gitary, kontrabas, mandolina
1. Neverending Trip
2. Boundless
3. Guiding Star
4. Enchanted Lighthouse
5. Perpetual Drift
6. Chasing the Elusive