Bielizna jest zespołem dramatycznie niedocenianym w ramach naszego polskiego środowiska muzycznego. Już w latach osiemdziesiątych wypracował własny, unikalny styl muzyczny, oparty na gęsto granych gitarach rytmicznych o czystym brzmieniu, wyrazistej gitarze basowej, połamanych rytmach perkusji wywiedzionych z folkloru bałkańskiego, a to wszystko ozdobione mocnym choć nieco zmanierowanym wokalem „Doktora” Jarosława Janiszewskiego. Dodać do tego należy niebanalne kompozycje zespołu oraz poetyckie teksty Doktora, które zbudowały zespołowi opinię formacji tyleż wybitnej, co zamkniętej w regionalnej szufladzie zwanej „Gdańska Scena Alternatywna”. Tak jakby reszta alternatywnej Polski obawiała się, że w obliczu twórczości Bielizny należnym byłoby popracować nad własnym warsztatem songwriterskim, instrumentalnym czy też wykonawstwem, żeby nie zostać w tyle (jakkolwiek Czarno – Czarni, zespół Janiszewskiego i instrumentalistów Big Cyca cieszył się większym powodzeniem, tyle że muzycznie było to niepomiernie prostsze). Efekt jest taki, że z uznaniem o Bieliźnie wypowiadało się niewielu (jak np. Marcin Świetlicki, Nieodżałowanej Pamięci Janusz Grudziński z zespołu Kult, czy zespół Muchy), a prostszymi utworami formacji inspirowało się wielu bardziej znanych twórców (polecam porównać np. będące umiarkowanym przebojem „Ostatki – nie widzisz stawki” grupy Strachy Na Lachy ze wcześniejszą o bez mała dwadzieścia lat kompozycją „Terrorystyczne bojówki” gdańszczan). Bardzo możliwe, że takie zespoły jak Myslovitz nie musiałyby przez całe lata dziewięćdziesiąte kopiować soundu zespołów britpopowych mając świadomość oryginalnego, unikatowego brzmienia Bielizny.
Koncert 28 lutego w gdyńskiej Desdemonie był jednym z wielu promujących zapowiadany od trzech lat album pod tytułem „Bagno” i materiał ten stanowił sporą część repertuaru, jednak wsparty został sporą dawką utworów z bogatej przeszłości zespołu. Mogę śmiało powiedzieć, że jestem pełen nadziei w związku z nadchodzącym wydawnictwem (premiera planowana jest na maj tego roku, wydaje Mystic). Rozpoczynający „Torreador” zapada w pamięć, podobnie „Starsza kobieta” (prowadzona świetnym riffem granym unisono przez gitarzystów Krzysztofa Stachurę, Jarosława Figurę i basistę Radowana Jacuniaka), prowadzone mocną partią basu „Nie wolno” (miejscami mogące kojarzyć się z „Perfect Strangers” Deep Purple), wiedziony wibracją celtycko – irlandzką „Las” (tu szczególne uznanie należy się perkusiście Andrzejowi Jarmakowiczowi, którego partie w tym otworze skojarzyły mi się trochę z wyczynami Nieodżałowanej Pamięci Janusza Rołta), rozpoczynący się neurotycznym ostinato basu „Bądź przeklęty”, żwawy rocker „Bagno”, czy też nieco bliskowschodnio brzmiące „Daleko stąd” i „Pomóż mi”, a także skomplikowany i wielowarstwowy utwór „Mahsa Amini”. Nowe utwory zaś świetnie korespondują z piosenkami z dawniejszych czasów. Wznowioną niedawno płytę „TAG” reprezentowały utwory „Krótki kurs znikania”, „Śpij synku”, „Słony ślad” i „Chuda Berta przejmuje rząd dusz”. Z płyty „Pani Jola” zabrzmiał utwór „Chamy”, zaś z płyty „Wiara, nadzieja, miłość i inwigilacja” – „Zdjęcie z niedźwiedziem” oraz kultowa „Miłość oralna w Jugosławii” (opublikowana jeszcze na składance „Gdynia” z 1988 roku). Najbardziej wyczekiwane okazały się jednak utwory z wybitnego debiutanckiego longplaya „Taniec lekkich goryli”. Zabrzmiały z niej „Dwóch wchodzi, a jeden wychodzi”, „Krótka przygoda z człowiekiem, który obiecywał wykładzinę podłogową”, „Najbardziej fatalna para od czasów V2”, a także zagrane na bis „Prywatne życie kasjerki PKP” i „Dom rodzinny”.
Nie będę rozpisywał się w zachwytach na temat tekstów Doktora, ponieważ zrobili to już inni, lepiej ode mnie. A poza tym można wziąć sobie utwory z dawniejszego repertuaru kapeli i posłuchać (bardzo polecam). Powiem tylko, że w utworach z nowej płyty absolutnie trzyma on formę. Oprócz charakterystycznej dla Bielizny tematyki obyczajowej („Torreador”, „Starsza kobieta”) mamy tu utwory poświęcone małym nadambitnym ludziom próbującym porwać za sobą tłumy („Nie wolno”), zjawisku „polskiego piekiełka” (tytułowe „Bagno”), pamięci Mahsy Amini – irańskiej aktywistki zabitej za niezakładanie burki („Mahsa Amini”), pogardzie dla władimira putina („Bądź przeklęty”), a także tematowi migrantów na granicy polsko – białoruskiej („Daleko stąd”, „Pomóż mi”). Nie są to sprawy poruszane ostatnimi czasy jakoś szczególnie często przez „wielkich” rodzimej alternatywy, wolących pisać o łódkach w Oslo i innych pierdołach typu plan zagospodarowania przestrzennego dla gminy Białołęka (chlubnym wyjątkiem jest np. „Buczy” Pidżamy Porno, czy niektóre utwory Maleńczuka).
W absolutnie topowej formie są instrumentaliści Bielizny, zwłaszcza sekcja rytmiczna Andrzej Jarmakowicz – Radowan Jacuniak (imponujący świadomością brzmienia – opanowaniem instrumentu i tzw. efektów), a także Krzysztof Stachura – gitarzysta niezwykle zapracowany, stanowiący klasę sam dla siebie. Nie to, żeby Jarosław Figura od niego odstawał, wprost przeciwnie – przejście z basu na gitarę sześć lat temu zdaje się mu bardzo służyć, a figury rytmiczne tnie z zawziętością nie mniejszą niż w latach osiemdziesiątych. Skutkuje to spójnym, dobrym i wciąż świeżym – choć znanym od dawna – brzmieniem kapeli.
Nie mogę powiedzieć, żebym z Desdemony wyszedł przesycony, ale ten niedosyt tylko wzmaga apetyt na zapowiadaną od dawna płytę. Każdemu, kto będzie miał okazję i możliwość gorąco polecam koncerty Bielizny. Na pohybel łódkom w Oslo.
Imię i nazwisko pewnego Rosjanina celowo napisałem małymi literami.