Pierwszego dnia grudnia tańcom i hulankom w B90 nie było końca. Wszystko za sprawą amerykańskich gości, Gogol Bordello i Mariachi El Bronx. Dzięki nim karnawał w Gdańsku zaczął się dużo wcześniej.
Do tańca od pierwszych dźwięków zapraszali Mariachi El Bronx. Muzyka kapeli z Los Angeles przypadła do gustu trójmiejskiej publiczności, która nagradzała ich gromkimi brawami. Trzeba przyznać, że zespół zadbał o każdy szczegół, począwszy od brzmienia, a skończywszy na tradycyjnych dla mariachi strojach. Meksykańskie, gorące rytmy, przywodzące nieco na myśl klimat filmów Tarantino, robiły wrażenie w tej postindustrialnej przestrzeni.
Jednak dopiero gwiazda wieczoru pokazała, co znaczy jazda bez trzymanki. Gogol Bordello to nieokiełznana energia, która rozprzestrzenia się w każdym kierunku i roznosi każde miejsce, w którym się pojawi. Zespół pod wodzą Eugene Hütz przywiózł gorącą, bałkańsko-cygańską muzykę, która pokonała pierwsze grudniowe mrozy na zewnątrz. Wśród zebranych nie było chyba ani jednej osoby, która mogła ustać spokojnie podczas koncertu.
Gogol Bordello rozpoczęli trasę po Europie, promującą ich najnowszy album, pt. „Pura Vida Conspiracy”. Widać było, że przyjął się świetnie, bo fani nie tylko żywiołowo reagowali na każdą piosenkę, ale wtórowali zespołowi w chórkach. Nie zabrakło też największych hitów, jak m.in. „Pala Tute” czy „Immigraniada”. Największą niespodzianką było wykonanie przez Hütza i Siergieja Riabcewa coveru (mimo niełatwego, polskiego tekstu) „Ona poszła inną drogą” Breakoutu. Nie mogli chyba sprawić lepszego prezentu polskim fanom,.
Siłą Gogol Bordello jest właśnie energia, którą daje z siebie każdy z członkowie zespołu w 300%. Tańczą, skaczą, wchodzą w interakcje z publicznością, grają i śpiewają na pełnych obrotach. A cały koncert to prawdziwy rollercoaster – od chwytających za serce cygańskich melodii, przez ostry punk, bujające reggae po elementy folku z niemal każdego zakątka świata. A koncert w B90 najwyraźniej dał publiczności i całemu zespołowi taką samą radość i dwugodzinną zabawę. Ponadto, Eugene podziękował Polakom za wsparcie Ukrainy w tych trudnych czasach, co akurat w jego słowach miało szczególne znaczenie. Wyraził też uznanie dla miejsca w którym zagrali, miejscu walki z komunizmem – Gdańsku, a dokładniej Stoczni, a pożegnał się tradycyjnym – respectus maximus.
Żeby wytrwać cały koncert, trzeba było mieć niezłą kondycję. Ale warto było dać się porwać temu szaleństwu. I po raz kolejny się przekonać, że folk jest przepiękną muzyką. Z każdego zakątka świata.