Hunter (Gdańsk, Parlament 09-03-2014)

Muszę przyznać, że na koncert Huntera w gdańskim Parlamencie nie szłam ze zbyt wielkim zapałem. Nie wyczekiwałam też specjalnie na to wydarzenie. Wręcz przeciwnie – o tym, że Hunter gra w Trójmieście przypomniałam sobie kilka godzin przed rozpoczęciem. I okazało się, że warto było sobie o nim przypomnieć.

hunter

Mimo, że Hunter nie zajmuje czołowego miejsca na liście moich muzycznych ulubieńców, to jednak po ostatniej, intensywnej produkcji płyt z roku na rok zebrało się trochę materiału do posłuchania w wersji live. Warto przypomnieć, że od 1985 roku, czyli od powstania grupy, Hunter nagrał zaledwie cztery płyty, a tu nagle, po niespełna 30 latach zaskakuje nas aż dwoma krążkami niemal za jednym zamachem. Czyżby osiągnięcie przez „Królestwo” statusu Złotej Płyty zmotywowało aż tak bardzo cały skład zespołu?

W każdym razie, opłacało się nadrobić muzyczne zaległości i przekonać się, że kawałki z najnowszych wydawnictw prezentują się całkiem dobrze. Najbardziej ze wszystkich utworów chciałam usłyszeć „Imperium Diabła” – na płycie wypadło niebanalnie i oryginalnie brzmieniowo, jednak z małymi niedociągnięciami. Na żywo było jednak piekielnie.

Z kolei, te utwory, które po przesłuchaniu w domu zniechęciły mnie całkowicie, w Parlamencie wydały się bardziej przyjazne i wpadały w ucho. Tak było chociażby w przypadku „Rzeźni nr 6”.

Sam klimat też dopisał. Sprawdziły się elementy wizualne i perfekcyjne kostiumy muzyków. Pod sceną było wyjątkowo ciasno, a w oczy biły znakomite światła. Nagłośnienie również nie zawiodło, a fani rozkręcali zabójcze pogo. Niektórzy, stojący bliżej sceny już po kilku utworach nie wytrzymali szatańskiego tempa i musieli wyłonić się z gęstego tłumu ubranego w koszulki „Łowcy”.

Trzeba przyznać, że kapela ze Szczytna podała nam prawdziwą mieszankę wybuchową, zupełnie różnych utworów, z różnych okresów. Mogliśmy usłyszeć parę typowych hunterowych pieśni, których każdy się spodziewał t.j. „Płytki dołek” albo „T.E.L.I.”, a także parę miłych niespodzianek, czyli chwytliwych, dynamicznych numerów z najnowszej płyty „Imperium”. Mniej więcej na środku setlisty pojawiło się hipnotyzujące „Siedem”, z dającą chwilę wytchnienia, melancholijną zwrotką i mocniejszym refrenem. Świetnie słyszalne były wokalne wariacje Draka. Krzyki, szepty, ryki, growlowanie były tak samo jaskrawe na żywo jak na płycie.

Publika zdecydowanie żywiej reagowała na te starsze utwory, ale przy nowych również bawiła się doskonale. Z resztą, nie było wyjścia, bo frontman od razu zapowiedział: „Jak nie będziecie się dobrze bawić, to nie gramy.”

Podsumowując, koncert trwał około 2 godzin, a metalowy „Łowca” nie zawiódł i dał z siebie wszystko. Z całą pewnością skład ze Szczytna wykrzesał z siebie porządną dawkę energii i przyzwoite brzmienie. Podczas bisu niemal każdy w Parlamencie wykrzykiwał „Jestem Diabłem”, a ze sceny buchały piekielne fajerwerki.