Na początku listopada ukazał się drugi solowy album Michała Jelonka „Revenge”. W ramach promocji dzieła skrzypek wyruszył w trasę koncertową, której jednym z pierwszych przystanków był gdański klub Parlament. Jednak zanim zabrzmiały dźwięki skrzypiec, scenę opanowała trójmiejska grupa Hateseed. Na przyjęcie nie mogli narzekać, w końcu grali u siebie. Panowie poruszają się w stylistyce klasycznego heavy i power metalu, wkrótce ma ukazać się ich debiutancki album. Do koncertu podeszli na luzie i dobrze rozgrzali publiczność przed głównym daniem wieczoru.
Każdy kto uczestniczył wcześniej w koncertach Jelonka wie, że to zderzenie muzyki klasycznej, metalu i wiejskiej potupajki. W setliście nie zabrakło utworów Vivaldiego („Cztery Pory Roku”), Judas Priest („Breaking The Law”) i… Boney M („Daddy Cool”). Oczywiście nie należy zapominać o autorskich kompozycjach skrzypka. Pomimo wydanej niedawno płyty, usłyszeliśmy także sporo muzyki z debiutanckiego albumu, w tym genialny „Barock” zagrany pod koniec. Zarówno nowe jak i starsze utwory zostały bardzo dobrze przyjęte przez publiczność. Od samego początku koncertu pod sceną rozkręciło się regularne pogo, nie zabrakło także ściany śmierci czy „wężyka”. Nastrój zabawy potęgowała jeszcze gadka Jelonka i towarzyszących mu muzyków między utworami. Dużo żartów, uśmiechu i luzu.
Jelonek jest dla mnie fenomenem. Skrzypek każdym swoim koncertem czy wydawnictwem udowadnia, że muzyka instrumentalna, oparta na tak „poważnym” instrumencie jakim są skrzypce, nie musi być nudna czy ciężko przyswajalna poza domowym zaciszem. Nie ma się co łudzić, że młodzież zacznie słuchać Khachaturiana, którego kompozycja „Sabre Dance” zabrzmiała na koncercie i znalazła się na „Revenge”. Jednak okazuje się, że muzyka klasyczna pasuje nie tylko do filharmonii, ale także doskonale się sprawdza podczas koncertu rockowego. Myślę, że Vivaldi nie przewraca się w grobie, tylko jest zadowolony, że nadal inspiruje twórców i nie stracił na aktualności.