Lion Shepherd, Karolina Skrzyńska (Gdynia, Pokład 24-03-2019)

Gdyński Pokład nie kojarzy się z rockowymi koncertami, choć tych ostatnio odbyło się kilka, żeby wspomnieć tylko koncert łódzkiej Comy czy tribute dla Kory Jackowskiej i Maanam. Warto było się pojawić jednak w tym klubie na występie promującym swoją najnowszą trzecią płytę studyjną Lion Shepherd, który jej premierę przewidział na 29 marca. Razem z nimi, na deskach sceny stylizowanej na piracki okręt zaprezentowała się Karolina Skrzyńska z zespołem, która nietuzinkowo zabrała publiczność w podróż po dźwiękach etnicznych, folkowych i o zdecydowanie słowiańskim charakterze, idealnie jednak wprowadzając do nowego, cięższego oblicza Warszawiaków…

Karolina Skrzyńska / fot. Wojciech Miklaszewski

Wpierw jednak zebraną w Pokładzie publiczność przywitała niespodzianka w postaci wspomnianej Karoliny Skrzyńskiej z zespołem, która zaprezentowała materiał ze swoich dwóch płyt studyjnych „W Oddali” (2013) i „Palcem po wodzie” (2017) czarując dźwiękami liry korbowej i swoim fenomenalnym białym głosem. Towarzyszący jej akordeonista Huber Giziewski, grający na bębnach obręczowych Wojciech Lubertowicz oraz Mateusz Szemraj obsługujący gitarę, oud i cymbały fantastycznie pomagali jej budować mistyczną atmosferę jaka unosiła się z ich dźwięków. Folkowe pieśni pełne były odniesień do różnych kultur z przewagą na rejony słowiańskie i zdecydowanie kojarzące się z Percivalem Schuttenbach, a konkretniej jego odsłoną historyczną, która wszakże w ostatnich latach rozszerzyła się także o wersję „Wiedźminową”. Tu także nie brakowało kompozycji mroczniejszych, pełnych tajemnicy i niepokoju, ale także tych szybszych, weselszych i zarazem porywających. Nie mam wątpliwości, że przynajmniej część z nich ma swoje korzenie i inspiracje w autentycznych historycznych utworach gdyż jak doczytałem się o Karolinie Skrzyńskiej swego czasu pracowała w Ośrodku Praktyk Teatralnych „Gardzienice”, który specjalizuje się w teatrze eksperymentalnym i silnie zakorzenionym w badaniach, także nad muzyką dawną i tradycyjną.

Lion Shepherd / fot. Wojciech Miklaszewski

Po niej szybko i sprawnie rozstawił się Lion Shepherd, który miałem przyjemność widzieć po raz trzeci. Grupa dowodzona przez Kamila Haidara i Mateusza Owczarka tym razem, podobnie jak będzie to miało miejsce na trzecim albumie studyjnym, zatytułowanym po prostu „III”, wystąpiła ze swoim nowym perkusistą Maciejem Gołyźniakiem, którego większość może kojarzyć z wcześniejszych występów z grupą Sorry Boys czy projektu Meller/Gołyźniak/Duda. Dodatkowo zespół wspierał drugi gitarzysta i klawiszowiec, choć jak sądzę nie tylko moja uwaga skupiała się głównie na Haidarze, Owczarku i Gołyźniaku. Sporym zaskoczeniem mógł być fakt, że Lion Shepherd niemal w całości zrezygnował ze swoich etnicznych elementów, które tak interesująco wplatali na dwóch wcześniejszych, znakomitych zresztą płytach („Hiraeth” i „Heat”). Starsze kompozycje zabrzmiały więc ostrzej, drapieżniej i bardziej nawet hard rockowo niż miało to miejsce wcześniej. Doskonale uzupełniały się one z materiałem z najnowszego albumu, który panowie zaprezentowali niemal w całości, a który zebrana publiczność przyjmowała bardzo entuzjastycznie. Po koncercie Haidar, Owczarek i Gołyźniak zaś podpisywali płyty, robili z fanami zdjęcia i pozwolili sobie na bardzo życzliwą rozmową z każdym zainteresowanym.

Tłumów w Pokładzie nie było, bo oba koncerty były bardzo kameralne, na samym bowiem Lion Shepherd było może z pięćdziesiąt osób, co trochę mnie zasmuciło, bo panowie zasługują na uwagę, zwłaszcza w tak mocnym i robiącym naprawdę doskonałe wrażenie. Na wcześniejszych na których byłem było znacznie więcej osób, jednakże na poprawkę trzeba wziąć, że była to niedziela, a Pokład raczej leży na uboczu koncertowych szlaków i nie kojarzy się z rockowymi występami, nawet jeśli tych ostatnio jest w nim nieco więcej. Może dzięki temu atmosfera była też jakoś bardziej na luzie, spokojniejsza i jakby rodzinna, ale nie zmienia to mojej opinii, że publiczność mogła być liczniejsza. Karolina Skrzyńska ciekawie wyłamywała się i jednocześnie łączyła ze swoim repertuarem z Lion Shepherd, który bardzo interesująca się rozwija i z Gołyźniakiem nabrał jeszcze większych rumieńców. Grupa Haidara i Owczarka to bowiem zespół, który choć grał już przed Riverside czy razem z Votum i Art Of Illusion, wciąż zdaje się funkcjonować nieco na uboczu, choć jest zdecydowanie wart uwagi i mam nadzieję, że jeszcze nie raz zaskoczą i nie będziemy musieli długo czekać na kolejny uch występ w Trójmieście.