Dzień zakochanych, dzień kota, dzień drapania się za lewym uchem, w końcu dzień metalowca. Naszą narodową cechą stało się świętowanie i biesiadowanie, więc każda okazja jest dobra. Namnożyło się tych świąt, nie ogarniam większości z nich. A że nawet metalowcy mają swoje, było dla mnie nowością. Z tej okazji zorganizowano koncert ze zniżką dla długowłosych ;)
Bez zbędnych ceregieli i opóźnień, nie licząc tego zaplanowanego (bo trzeba zaczekać na wszystkich oczywiście), na scenie Orbitala zabrzmiały dźwięki Hurricane. Ten band widzę średnio raz na miesiąc, więc kolejny raz nie będę się rozpisywał o tym samym. W porównaniu z ich ostatnim koncertem, wypadli słabiej. Jakoś nie czuło się tej energii. Poprawnie zagrali, ale mocy nie czułem, żaden Yoda mnie nie natchnął. Pewnie dlatego, że miesiąc wcześniej grali na końcu, a teraz otwierali koncert. Co należy uznać za duży plus, to mają już swoją publiczność. Część ludzi przyszła głównie na nich. Mogliby też jeszcze popracować nad wizerunkiem, bo nie jest spójny. Jakby ktoś nie czytał poprzednich relacji – panowie grają coś w stylu nowoczesnego thrash metalu.
Kolejni na dechach pojawili się panowie z Kontragardy. Debiutanci, był to ich pierwszy koncert, ale niektórzy muzycy już z niejednego pieca riffy rżnęli. Jeszcze nie są do końca zgrani, ale za to pełni zapału. Największy entuzjazm zapanował podczas coveru „Refuse/Resist” Sepultury, który zagrali pod koniec. Ich autorska muzyka jest również inspirowana dokonaniami brazylijczyków, ale bardziej skłania się w stronę hardcore’u. Szczególnie słychać to w partiach wokalnych. W skrócie – do przodu, kozacko, bez zbędnych ceregieli czy finezji. Aha, bębniarz mógłby kończyć z resztą kapeli, a nie cały czas wtrącać swoje 3 grosze i 4 blachy ;)
Jako ostatni zagrali panowie z zespołu Procez, który do niedawna nosił miano Madnine. Po zmianie wokalisty i modyfikacji stylu pojawili się pod nową nazwą. Są też najbardziej doświadczeni z całej trójki zespołów, która wystąpiła w Orbitalu – grają już 5 lat. Generalnie bardziej lubię granie z pogranicza hard rocka i metalu, w którym obraca się Procez, niż thrashowe czy hardcorowe prezentowane przez pozostałe kapele. Pomimo tego ich występ podobał mi się najmniej. Instrumentalnie niby wszystko fajnie, ale główny wokal mi nie podchodził, jak i sama prezencja pana śpiewającego. O wiele lepsze wrażenie sprawiał basista. Trzeba się wybrać na kolejny koncert, może bardziej mnie zainteresują. Tym bardziej, że pomimo całkiem długiego stażu nigdy wcześniej się z nimi nie zetknąłem.
Trzeba przyznać, że tym razem organizacyjnie było o wiele lepiej. Sprzętowo także, tym razem potrafiono sobie poradzić z nagłośnieniem ;) Tylko 3 kapele, a zaprezentowały zupełnie inne podejście do grania ciężkiej muzy, na pewno nie było monotonnie. I co najważniejsze – pomimo 8 wydarzeń rockowych tego dnia, w tym trzech w samym Wrzeszczu, frekwencja dopisała.