Koncert zespołów Marionetki, Homen i sic!, który odbył się w ramach wakacyjnego cyklu muzycznego organizowanego w pubie Pro’Rock, był niezłą paletą gatunków i brzmień. Organizator w postaci Piotra po raz kolejny udowodnił, że można mu muzycznie zaufać, a dowodem na to choćby publika – z koncertu na koncert coraz liczniejsza i aktywniejsza. Wieczór rozpoczął się z ponad półgodzinnym opóźnieniem (czemu?), co o tej porze roku w warunkach ogrodowych jest już odczuwalne. Na szczęście warto było czekać…
Jako pierwszy wystąpił zespół Homen. Chłopaki przykuwają uwagę m.in. efektownym biało-czarnym makijażem. Wokal, realizowany w duecie, jest na przemian czysty – z powodzeniem sięgając po wyższe dźwięki – to znów przechodzi w skrzek, a momentami nawet growl. Jak dowiedzieliśmy się pod koniec koncertu, był to debiut frontmana – przyznam, że bardzo dobry wybór. Ciężkie granie wspomaga wyrazisty bas. Wokalista od początku miał świetny kontakt z publiką, z sukcesem wywołując ją pod scenę. Harmoniczne, proste kawałki o dwudzielnym metrum, ozdabiane ciekawymi solówkami gitary, szybko wpadają w ucho. I tak, można powiedzieć, że ich muzyka to szeroko pojęty metal alternatywny, momentami przypominający nawet Tool czy Red Hot Chili Peppers. Wśród anglojęzycznego repertuaru znalazła się nawet ballada po polsku – dość łzawa i depresyjna, ale doskonale wpisująca się w Homenowy styl.
Marionetki – zespół prezentujący teksty w języku polskim, z niezwykle charyzmatycznym wokalistą, którego wyrazisty, ale też melodyjny głos przypomina – by zastosować porównanie z rodzimej sceny muzycznej – Roguckiego czy Lipę w wersji light. Zarówno wokalnie, jak i aranżacyjnie. Zespół ten miałam już okazję usłyszeć i nie dziwię się, że zyskuje coraz większą popularność. Grają Marionetki – będzie fajnie. Ich teksty są przemyślane, a zarazem aktualne, nawiązujące choćby do obecnej sytuacji politycznej, o ciekawych metaforach i nieczęstochowskich rymach. Selektywny, czysty wokal z nienaganną dykcją pozwala zrozumieć każde słowo, zaś kawałki o regularnym rytmie wpadają w ucho tak pod względem mądrych tekstów, jak i melodii. Potwierdzeniem tego jest choćby rozkręcająca pogo, prosząca o bisy publika.
Na koniec usłyszeliśmy sic!. To formacja, której frontman rapuje (momentami przypominając, choć nie kopiując, Magika), skrzeczy i growluje, ale też używa wokalu melodyjnego. Osobiście zawsze cenię polskie teksty (zwłaszcza z niegłupim przesłaniem) – i tu się one pojawiły. W przypadku sic! już nie ma mowy o melodyjności – aranżacje są atonalne, ciężkie i ciekawe, z równie niebanalnymi solówkami. Momentami nawet thrashowe. Ogólne skojarzenie muzyczne, jakie mi się nasunęło, to Rage Against the Maschine. Sic! prezentuje ciekawą, bardzo zróżnicowaną twórczość. Dużo się tu dzieje, nie jest banalnie, za to mocno i ciężko. To nie tylko muzyka dla rozrywki, ale też do przemyślenia, przeanalizowania. Plus dla frontmana również za to, że potrafi śpiewać, co nie jest takie oczywiste.
Mimo wspaniałych wykonań poprzednich zespołów, nie dziwi mnie, że sic! pełnił rolę gwiazdy wieczoru. Wystarczyło spojrzeć na publikę, która zgromadziła się tłumnie, pogując lub moshując, brawa też dla pana w czapce dzika (superczapka!), który – w dość niewielkim ogrodzie – zmobilizował słuchaczy do podniesienia go.
Tego wieczoru nastąpiły też ciekawe crossovery – wokalista Marionetek umalowaną połową twarzy zsolidaryzował się z Homenem, z kolei z Marionetkami zagrał gitarzysta sic! oraz wokalista z tegoż zespołu, który napisał nawet do marionetkowego kawałka rapowaną zwrotkę. To nie tylko ciekawy pomysł, ale też dowód, że trójmiejskie zespoły się lubią i szanują, co nie jest takie oczywiste w show biznesie, choćby metalowym.
Słowa pochwały należą się też dźwiękowcowi – było selektywnie, z proporcjonalnym nagłośnieniem. Dał chłopak radę.
Podsumowując: Piotr podczas tego cyklu zaprezentował zespoły rzeczywiście warte uwagi, a ostatni koncert z serii pokazał, że finis coronat opus (koniec wieńczy dzieło).
O samym Pro’Rocku już pisałam i swoje zdanie podtrzymuję – to moje ulubione miejsce na mapie trójmiejskich pubów. Pod czujnym okiem Sigmara, który czasem twardą, ale zawsze profesjonalną ręką prowadzi to wyjątkowe miejsce, rozwija się i zwiększa prorockowa rodzina, w której każdy – bez względu na narodowość czy orientację – znajdzie miejsce dla siebie. Tutaj czuję się bezpiecznie i wiem, że kiedy przychodzę sama pomyśleć, przeczytać komiks czy nad nim popracować, moja prywatność oraz strefa komfortu zostaną uszanowane. Nie ma tu zgody na nietolerancję, agresję czy tanie podrywy. Klienci zaopiekowani są zarówno przez menedżera, jak i uroczą załogę barmanek i barmanów. Nie dziwi mnie więc, że mimo zadziwiająco niskich cen Pro’Rock przetrwał nawet w najtrudniejszym, pandemicznym czasie. Z czystym sumieniem polecam to miejsce, również w tygodniu, na przykład we wtorki, kiedy odbywa się każdorazowo oblegane, prowadzone przez Alkora, kara(r)oke.