Kilka dni temu na łamach naszego portalu ukazała się relacja z koncertu włoskiego projektu The Wall Live Orchestra, którego muzycy zagrali swoją interpretację albumu „The Wall” Pink Floyd. Niemcy z The Baseballs również opierają się na cudzej twórczości. Nie naśladują oni jednak konkretnej grupy, większość ich twórczości oparta jest na graniu znanych popowych piosenek sprzed kilku lat w stylistyce rockabilly, ale próbują też sił we własnym repertuarze.
Koncert w Starym Maneżu był premierowym występem The Baseballs w ramach europejskiej trasy promującej ich najnowszy, wydany niecały miesiąc temu album „Hit Me Baby…”. W związku z tym nie zabrakło małych, przyjętych jednak z humorem przez muzyków wpadek. Zespół jeszcze nie był do końca rozgrzany, ale stanowiło to tylko o uroku, a nie słabości koncertu.
Trzon grupy tworzy trio wokalistów – Sam, Basti i Digger. Od samego wejścia na scenę kupili widzów, szczególnie damską część publiczności, ale nie powinno to nikogo dziwić. Nie można im odmówić wdzięku i pozytywnej energii. Z jednej strony pozują na grzecznych, ułożonych chłopców, ale gdzieś między to wkrada jeszcze się łobuzerski błysk będący niczym wisienka na torcie ich imidżu. Trio wokalistów wspiera zespół świetnych muzyków w postaci gitarzysty, perkusisty, pianisty, kontrabasisty i nowego nabytku w postaci saksofonisty, którzy są nie tyle dodatkiem, co pełnoprawnym składnikiem tworzącym magię The Baseballs. Każdy z nich miał szansę popisać się indywidualnie przed publicznością i trzeba przyznać, że wyszli z tego obronną ręką grając bardzo sprawnie i do tego aż kipieli radością. Przy takim graniu noga sama tupie, a ciało rwie się do tańca. I nie ma znaczenia czy to mniej lub bardziej obciachowa piosenka Britney Spears, Lady Gagi, Rihanny, Spice Girls, Backstreet Boys czy Cher. Jak wiadomo rockabilly stoi także koło country i bluegrassu, dlatego też muzycy The Baseballs przypomnieli ten klimat grając dwa utwory w tej stylistyce. Żeby jeszcze bardziej się w to wczuć, scena została lekko przearanżowana, nie zabrakło nawet snopków siana.
Co ciekawe, był to koncert w starym stylu nie tylko z powodu zespołu obracającego się w klimatach rodem z lat ’50, ale także pod względem zachowania się publiczności. Niewiele osób trzymało telefony w górze, wręcz aż głupio było zrobić mi kilka zdjęć na potrzeby tej relacji. Tego wieczoru nikt nie mógł narzekać na interakcję z zespołem, nie zabrakło nawoływania do wspólnego klaskania, śpiewania i machania rękoma. W pewnym momencie na scenę została zaproszona jedna z fanek, która wylosowała kolejny grany utwór za pomocą baseballsowego koła fortuny. Po blisko dwóch godzinach rock and rollowej imprezy koncert przeszedł do historii, a pierwszy raz na tej trasie i pierwszy raz w Gdańsku The Baseballs jak i fani z pewnością zaliczą do udanych.