The Dog, Backhand Slap, Six Steps Forward, Dice Deal (Gdańsk, Drizzly Grizzly 03-12-2021)

Och, jak tęskniłem za koncertami HC! Ten klimat gdy kulturalnie można się wyżyć, pobawić i złorzeczyć politykom. Nie mogłem lepiej swojej tęsknocie ulżyć niż wybierając się 3 grudnia do Drizzly Grizzly. Tego dnia Backhand Slap mieli „release party” swojej epki „Cantona”, a towarzyszyli im Dice Deal, Six Steps Forward i The Dog.

Six Steps Forward / fot. weshootmusic.pl

Całość zaczęła się kilka chwil po 20:00 od występu Dice Deal. Nie znałem ich nagrywek wcześniej, więc nie wiedziałem czego się spodziewać. I tu milutkie zaskoczenie, bo DD zmiotło mnie swoim brzmieniem, riffami i energią. Kojarzyło mi się to trochę z Death Before Dishonor, Madball i Terror. Bardzo mocny hardcore z wkrętką metalcore’ową. Bas wgniatał, uwielbiam taki klimat. Rytmicznie też bardzo DD siadło, bo mieli kilka takich momentów, których się nie spodziewałem. Riff do „Wbrew wszystkim” nie może mnie opuścić do dzisiaj, ciągle puszczam ten numer, a to już ponad tydzień od koncertu. Bardzo dobry wokal. Wszystko się zgadzało! Mam wrażenie, że w Gdańsku zawsze na koncertach HC trudno rozbujać publikę – wielu tupało i ruszało karkiem do rytmu, ale Dice Deal zasłużyli na zdecydowanie bardziej energiczną reakcję. Koncert mocny i zespół zyskał minimum jednego nowego fana, w postaci piszącego te słowa.

Six Steps Forward zagrali następni. Ich znałem z jednego singla i kiepskiej okładki płyty ;) Jednak muzycznie też pozamiatali niemniej dobrze niż ich poprzednicy. Bardziej złożona nuta – rytmicznie i stylistycznie, więcej mieszania. Wydaje mi się, że ekipa łączy patenty z okolic Merauder, takiego bardzo metalicznego hardcore’a, czasem z niemal beatdownowym walcem z efektami z zupełnie innych bajek (melodie). No i generalnie dużo klasycznego HC. Riffy wciągały – raz się zapętlały i bujały, innym razem były tak wprost jak tylko to możliwe. Naprawdę ciekawe. Wokalista też zrobił świetną robotę – przeróżne formy darcia japy ;) Dla mnie kolejne odkrycie tego wieczoru i drugi zespół zyskał minimum jednego fana.

Backhand Slap widziałem przy okazji Soundrive Festiwalu, niestety tylko fragment, bo inne sprawy wzywały. Zrobili mi wtedy taki apetyt na więcej, że nie mogłem sobie ich odpuścić tym razem. Ach, cóż za energia! Prosto, do przodu, bez wymyślania koła na nowo, z klasycznym hc/punkowym przekazem. Kolejna porcja ciężkiego HC, granego przez ludzi, którzy rozumieją klasykę (np. jak w „Warsztatowa”, „Stand with us”). Raz wolniej, częściej średnie tempa, czasem dość szybkie punkowe bity. Wszystko z pasją, sporo hitów! Energicznie skojarzenia z Slapshot, ale nie przez melodie, tylko przez bezpośrednie podejście. Miodek! Nowa epka też godna uwagi, więc sprawdźcie ją koniecznie.

The Dog już znałem nieco z nagrań online i… nie miałem jakoś na nich apetytu. Coś mi po prostu nie pasuje w wokalu, do tego melodie, riffy się nie zgadzają. Nie można im zarzucić braku pomysłu. Na pewno niejednemu siądzie ich nuta. Dałem im szansę, wysłuchałem zdaje się trzech utworów i wyszedłem. To po prostu nie moja „filiżanka herbaty”.

Szykują nam się kolejne lockdowny itp., więc tym bardziej zdążyłem się trochę naładować tą muzyką, bo takiego hardcore’a na żywo mi było trzeba. Dużo energii, dobrego przekazu, fajnych rozmów z przyjaciółmi. Jak będziecie mieli okazję zobaczyć te zespoły na żywo, to skorzystajcie koniecznie!

Zdjęcie w artykule dzięki uprzejmości We Shoot Music