Wydział Remontowy słynie z wyjątkowej częstotliwości koncertów. Muzyki na żywo tam nigdy nie brakuje, rockowej, metalowej, wszelkiej maści. I warto tam zaglądać, choćby dlatego, żeby odkryć kolejne młode, intrygujące zespoły. Przekonał się o tym ten, kto pojawił się na koncercie dwóch kapel – Tripture i Limbs.
Na „pożarcie” publiczności wystawili się jako pierwsi Limbs. A publiczność? Ciepło ich przyjęła: ten i ów zaczął machać głową do ich muzyki, by w końcu wszyscy pod sceną zaczęli się bujać. To już znakomita recenzja, tym bardziej, że zespół jest bardzo młody, a piątkowy koncert był dopiero ich drugim występem na żywo. Udało im się zdobyć przychylność słuchaczy, co w przypadku kapeli tylko instrumentalnej (o ile nie jest to ikona rocka) nie jest łatwym zadaniem. Limbs prezentują swoje post- czy wręcz spacerockowe zamiłowanie i wychodzi im to całkiem zręcznie. Tworzą falę dźwięków, która buja i kołysze, ale potrafi też, tak jak i ta morska, zaatakować z niezwykłą energią. Wszystko tu gra jak trzeba: rzężenia i pomruki basu, mocna perkusja i „opowiadająca” melodię gitara. Nie obyło się bez niespodzianek, jak granie na gitarze smyczkiem, co zawsze robi wrażenie. Trio Łukasza Łempickiego, Roberta Gancarczyka i Maćka Górskiego muzycznie jest bez zarzutu, znajdzie swoich fanów. Brakuje im jednak jeszcze scenicznej charyzmy, co szczególnie w przypadkach zespołów bez wokalisty rzuca się w oczy, która utrzymałaby wytworzoną przez dźwięki energię i kontakt z publicznością. Mając jednak na uwadze, że chłopaki dopiero zaczynają, można przewidywać, że jeszcze się wyrobią. I trzymać kciuki, żeby mogli grać na żywo jak najwięcej, bo jak wiadomo, praktyka czyni mistrza.
Ci z kolei, którzy spragnieni progresywnego metalu zajrzeli do Wydziału, nie zawiedli się. Odpowiednich wrażeń dostarczyli im Tripture. I trzeba przyznać, chłopaki dołożyli do pieca. Podczas ich koncertu tłum jeszcze się zagęścił i był jeszcze bardziej skory do zabawy. Wszystko się zgadzało: od głośnej, wściekłej muzyki, do dobrego kontaktu z publicznością. Tripture zaprosili do swojego „ciężkiego”, ale jakże dobrze brzmiącego świata. Duża w tym zasługa wokalisty, Jaśka Napieralskiego, który nie dość, że ma potężny „kawał głosu”, to i spore zadatki na dobrego frontmana. Cały zespół to świetnie współgrająca maszyna – od napędzającej ją perkusji po „piekielne” riffy. Słychać, że chłopaki mają już wypracowaną własną wizję brzmienia, co wśród innych, tak młodych kapel, które często poszukują jeszcz własnego „ja”, jest oznaką profesjonalizmu. Bo na scenie zachowują się jak starzy wyjadacze, którzy dodatkowo mają ogromną radochę ze wspólnego grania. Fakt faktem, publiczność rozgrzali zawodowo. Odwdzięczyła im się głośnymi okrzykami i brawami, a to najlepsza rekomendacja. Warto zapoznać się z tym, co robią Arkadiusz Bogaj, Krzysztof Basiński, Grzegorz Cofta, Dariusz Mrozek i Jasiek Napieralski i im kibicować. Bo Tripture są kolejnym dowodem na to, że trójmiejska scena metalowa ma się bardzo dobrze.
Wydział Remontowy tego wieczora był pełen przyjaznej atmosfery i znajomych – jednego i drugiego zespołu. I chociaż oba właściwie muzycznie mają niewiele wspólnego, to właśnie ci znajomi – jeśli pojawili się tylko dla jednego wykonawcy – z pewnością nie zawiedli się słuchając obu występów.