We wtorek, 12 listopada, w gdańskim klubie Kwadratowa mieliśmy okazję, za zaskakująco niewielkie pieniądze, stać się częścią absolutnej uczty muzyczno-tekstowej, którą przygotowali Babinski oraz Tymon Tymański.
Debiutancki koncert grupy Babinski
Babinski to stosunkowo nowy projekt. Pierwsza płyta zespołu ukaże się na początku przyszłego roku nakładem S7 Records. W Kwadratowej mieliśmy okazję być uczestnikami debiutanckiego koncertu grupy.
To, co przykuwa uwagę, to nie kolorystyka – zespół składa się z wokalu, dwóch gitar elektrycznych, basu i perkusji, a więc standardowego składu. Uwagę przykuwa natomiast bez wątpienia warstwa tekstowa. Pozornie proste zdania bywają mocne (m.in. „Daj mi swoje dolary, a ja sprzedam ci śmierć”), okraszone międzypiosenkowymi komentarzami wokalisty, który ewidentnie jest człowiekiem o wysokiej erudycji (więc po co tyle wulgaryzmów w wypowiedziach ze sceny, Panie Liderze?). Inspiracje filmowe, literackie, historyczne i polityczne prowokują do zagłębiania się w tę intertekstualność. Jednak utwory są tak skonstruowane, że dadzą przyjemność również słuchaczowi, który przychodzi po prostu po rozrywkę. Niektóre bowiem kawałki, jak np. „Impreza”, z powodzeniem byłyby hitem radiowym. Podobnie zresztą jak „Dwór rozstajnych dróg” czy „Październik”, do którego klip możemy obejrzeć na YouTube. „Ballada brukowa” to z kolei utwór, który przykuwa uwagę zwłaszcza nieregularnym, punktowanym rytmem. Ciekawie brzmi dialog wokalu z gitarą, której muzyczny motyw w tonalnej progresji opadającej niemal wwierca się w uszy, wprowadzając niepokój, obecny zresztą w warstwie tekstowej („cholera wzięła waszą godność i nurzacie się we krwi”). Piosenkę kończy unisono, dając wrażenie apokaliptycznego przekazu, który – choć lider sygnalizuje, że to ballada – bynajmniej ballady, przynajmniej w tym momencie, nie przypomina.
Rymy piosenek bardzo szybko zostają w głowie. Tak jak aranżacja. Każdy instrument był wyselekcjonowany, słychać profesjonalizm, ba, słychać i widać, że muzycy zagrali już niejeden koncert (w innych projektach lub solo). a propos solo – solówki nie są przesadzone, za to osadzone – tak w tonacji, jak i w przekazie utworu, dopasowane do rytmiki, wprowadzające w klimat tekstowo-muzyczny i uzupełniające, wypełniające go.
Również wokal Jana Babińskiego jest zaletą zespołu – momentami brudny, momentami bardzo melodyjny, niski, to znów wyższy, operujący dynamiką dostosowaną do warstwy tekstowej, jednocześnie czysty i pewny, dobrze osadzony w dźwiękach, niekiedy o sporym ambitusie.
Tymon Tymański w programie „Republikacje”
Tymona Tymańskiego nikomu przedstawiać nie trzeba. Tym razem artysta zaprezentował własne interpretację piosenek zespołu Republika, jednak w wersjach przerobionych tak gruntownie, że czasem trudnych do poznania. Słuchając tych aranżacji, mam wrażenie, że nikt nie zrobiłby tego lepiej. Mocno jazzujące, a momentami ciężkie i brudne, z długimi partiami instrumentalnymi, w których muzycy ewidentnie bawią się dźwiękiem. Wybitni przez duże „W” i jeśli ktoś jeszcze nie słyszał „Republikacji″, to na pewno się nie zawiedzie. To po prostu pełna profeska, jak również tak obecna w innych projektach świetna wyobraźnia muzyczna Tymańskiego. Jestem pewna, że Ciechowski stałby (tańczył?) pod sceną, zachwycony.
Wpływy gitarowej awangardy słychać było wyraźnie w „Kombinacie″, połamaną polimetrią zaskoczyło „Nie porażaj”, „Lawa” otuliła słuchaczy psychedelicznym klimatem, żeby po długim i pełnym inwencji solo Szymona Burnosa przejść w rytmikę bliską wczesnemu Talking Heads. W rejony najbliższe oryginałowi przeniósł „Obcy astronom”, jednak i ten obdarzony został imponującymi wstępem oraz zakończeniem. Pewnym wyłomem w tej klasycznej selekcji były utwory „Koniec czasów” (oryginalnie z płyty „Masakra”) i wczesny utwór zespołu, „Republika”, z nieco przerobionym tekstem przywołującym skojarzenia ze słusznie minionymi czasami rządów Zjednoczonej (tfu!) Prawicy. „Halucynacje” zaskoczyły swoim klimatem ciężkiej psychedelii rozpiętej między wczesnym King Crimson, a The Doors, podbitej niepokojącym pulsem perkusji genialnego Jacka Prościńskiego podszytego basem Marcina Gałązki (tradycyjnie najbardziej pracowity podczas koncertów Tymańskiego, tym razem obsługiwał gitarę, bas i śpiewał w chórkach), zaś pod koniec utworu Tymański w nieco przydługiej solówce, przypomniał publiczności, że umie również grać na gitarze. Depresyjnie, acz adekwatnie do tekstu, zabrzmiała słynna „Biała flaga”. Od delikatnego wstępu pianina przywodzącego na myśl „Jubilee Street” Nicka Cave’a zaczęły się spotworniałe, zmutowane „Telefony” z długą yassową improwizacją w środku (z jednej strony przypominającą dokonania nieodżałewanej Miłości, z drugiej solo perkusyjne kojarzyło się z „Lemurem” z kurowego „P.O.L.O.V.I.R.U.S.-a”), jakkolwiek z zaiste republikańską końcówką. Gruntownie przerobione „Odchodząc” intrygowało połączeniem mocnych z delikatniejszymi refrenami, co – również harmonicznie i rytmicznie – przywoływało skojarzenia z „To, co czujesz, to, co wiesz” Brygady Kryzys. Skojarzenie to wydaje się słuszne również pod względem korespondencji tekstów.
Tym utworem zespół zakończył podstawowy zestaw. W ramach bisu zabrzmiał jeden z ostatnich singli „starej” Republiki – „(Tak długo czekam) Ciało” w wersji stosunkowo nieodległej od oryginału, acz ze swoistym znakiem wodnym Tymańskiego w postaci długich improwizacji (ponownie solowe popisy Tymańskiego i Prościńskiego, przywołujące skojarzenia z grywanym przez Kury doorsowskim „When The Music’s Over”).
Jednym z niewielu minusów było nadużywanie przez Tymańskiego efektu Whammy, który zbyt często nadawał jego solówkom jazgotliwe brzmienie, przy których mój słuch momentami ledwo wytrzymywał.
Jednakże – jak już wspomniałam i jak udowodniła klaszcząca na stojąco publiczność (choć koncert odbywał się na siedząco) – była to uczta dla uszu oraz umysłu, zarówno podczas koncertu Babinskiego, jak i Tymańskiego. Zaiste ciekawy dobór zespołów, oby nie jednorazowy. Czekam więc na kolejne koncerty oraz na debiutancką płytę zespołu Babinski. Przy okazji dziękuję Tymonowi za uroczą dedykację w jego komiksie „Polskie gówno″ i oczywiście polecam lekturę.
Izabela Rutkowska (i cisi wspólnicy)