Why Bother?, 8 Minute Agony, Formy Planet (Gdynia, Desdemona 31.01.2025)

Trzy składy działające w zupełnie innych stylistykach podzieliły między siebie scenę gdyńskiej Desdemony ostatniego dnia stycznia. Jak to się stało? Odpowiedź jest w gruncie rzeczy prosta, choć nieoczywista. Otóż wokalistą pierwszego i ostatniego z zespołów jest Rafał Jurewicz – charyzmatyczny wokalista o nietuzinkowym głosie znany m.in. z nieodżałowanych The Shipyard, a także z przedsięwzięć takich jak Made In Poland gra Martwy Kabaret czy Sound of Pixies – który ostatniego dnia stycznia obchodził swoje pięćdziesiąte urodziny. A ponieważ tak się złożyło, że jego syn Leonard – grający na perkusji w 8 Minute Agony – obchodził następnego dnia swoje urodziny, wystąpiła również wspomniana formacja.

Na pierwszy ogień poszły Formy Planet. Nie pisywałem nigdy do „Teraz Rocka”, więc nie będę używał określenia „supergrupa”, choć faktem jest, że muzycy tworzący zespół z niejednego pieca chleb jedli. W składzie grupy występują bowiem: perkusista Mariusz Noskowiak (znany z Blenders, współpracujący z Dance Like Dynamite), basista Piotr Pawłowski (wcześniej Made In Poland, The Shipyard, Dance Like Dynamite, współautor płyty Janerka Na Basy I Głosy), gitarzysta Krzysztof Stachura (występujący z formacjami Bielizna, Nieznany Wykonawca, St. John i wieloma innymi) i wspomniany już Jurewicz.

Muzyka zespołu zagospodarowuje dość szeroką przestrzeń gatunkową. Są w jej twórczości momenty brzmiące jak Depeche Mode z czasów Excitera, miejscami pojawia się gęsto grany bas potraktowany chorusem jak w The Cure z czasów „Disintegration”, innym razem z kolei puls perkusji odsyła słuchacza w rejony autobahn musik, zwane przeze mnie „dobrym Niemcem”. To właśnie partie basu razem z mocnymi partiami perkusji zdają się prowadzić muzykę zespołu, stanowiąc rzetelną podstawę dla gitarowych wzlotów Krisa Stachury (lekkie, niemal eteryczne partie). Wokal Jurewicza jest zaś mocny i głęboki, co sprzyja dostarczaniu czytelnych i zapadających w pamięć refrenów (moje ulubione to „Dobrym człowiekiem”, oraz „Attenborrough Czubówna”), a także niewymuszona głębia zwrotek („Kosmos”, „Po nas”, „Wolno” czy „Czekaniemy”). Oprócz materiału z debiutanckiej płyty, Formy Planet zaskoczyły dwoma nowymi utworami, które według zapowiedzi Jurewicza mają stanowić zaczyn nowej płyty. Osobiście nie mam nic przeciwko.

Po Formach Planet na scenie zainstalował się zespół 8 Minute Agony. To czterech muzyków, którzy mimo młodego wieku mają już za sobą świetnie przyjętą płytę wydaną nakładem Anteny Krzyku i parę występów na festiwalach (polecam zapoznać się z ich występem z zeszłorocznego Sea You zamieszczonym na YouTubie). Nie będę oszukiwał, że znam dogłębnie twórczość zespołu, ale po wczorajszym koncercie będę musiał to nadrobić. Instrumentaliści zespołu są świetnie zgrani, zwłaszcza współpraca sekcji rytmicznej zachwyca. Perkusista Leonard Jurewicz nie tylko jest biegły technicznie, ma też groove i polot. Z jego bębnami świetnie współbrzmi grający mocnym dołem bas Pawła Dudiaka. Atutem zespołu jest też gitarzysta Miłosz Walenger, który nie tylko umie zaskoczyć zgrabnie zagranym riffem, ale też niespodziewanym motywem prowadzącym (nie używam słowa „solówka”, ponieważ jest to biegunowo odległe od pustych popisów szybkograczy), ale też świetnie operuje tzw. efektami modyfikującymi brzmienie instrumentu. Wokalistą jest Piotr Przybek, dysponujący szeroką gamą środków wyrazu. Potrafi polecieć mocnym growlem godnym Maxa Cavalery, zaatakować screamem, ale również przyjemnie zaskoczyć ciepłym i melodyjnym śpiewem (kojarzącym mi się momentami z Coreyem Taylorem bądź Jonathanem Davisem). Chłopaki grają ciężko, mocno i szybko – ja osobiście słyszę w tym wpływy hardcore’u, groove metalu – ale też potrafią zmienić dynamikę koncertu swoimi transowymi kawałkami. Pozostaje cieszyć się z faktu, że w Trójmieście pojawił się kolejny świetny zespół. Poproszę więcej.

Jako ostatni wkroczył na scenę zespół Why Bother?, w którym wokaliście Jurewiczowi towarzyszyli: basista Maciej Szkudlarek (niegdyś wokalista i gitarzysta nieodżałowanego Logophonic), perkusista Łukasz Kumański (Mulk, Me and That Man) czy Bartosz „Boro” Borowski (trudno by było w ogóle podejść do zliczenia formacji z którymi współpracował, ograniczę się więc do wspomnienia takich nazw jak 1926, Goodly, Lonker See… jest tego naprawdę dużo). Ubrani w gustowne kiece muzycy (wyjątek stanowił Kumański w sportowych szortach godnych tajskiego boksera) przywalili naprawdę konkretnie. Podstawę brzmienia stanowi ścisła kooperacja basu i perkusji jako bazy dla gitarowego noise’u Borowskiego i pełnego ekspresji śpiewu Jurewicza. Zwłaszcza gra popularnego w niektórych kręgach „Kumana” pozostawia niezatarte wrażenia – oprócz wpływów metalowych czy punkowych da się w niej usłyszeć jazzowe przejścia, a także neoprogresywną polimetrię. Brzmienie basu Szkudlarka – osadzonego w niskich nawet jak dla basu rejestrach – spełnia funkcje zarówno melodyczne jak rytmiczne. Największego czadu w trakcie koncertu dał Rafał Jurewicz – jego wokale oparte były na pewnej ekstrawersji (odmiennej od tego, co zaprezentował z Formami), dużo było krzyków, ogólnie wyraz i ekspresja tego występu w jego wykonaniu były bardzo punkowe. Jubilat skakał, rzucał się po scenie, skakał w tłum, wspinał się na żelazne krzesło. Energetyczny występ Why Bother? skończył się krótko przed północą, po czym nastąpiło odśpiewanie „Sto lat” Leonardowi Jurewiczowi, który tego dnia kończył 15 lat.

Przyznam się szczerze, że w natłoku różnych koncertów trochę umykały mi ostatnio formacje Rafała. Wieczór 31 stycznia był jednak wystarczającą reprymendą, aby nadrobić te karygodne zaniedbania. Artyści (a przy okazji osobowości) tacy jak Rafał Jurewicz to skarb i mam nadzieję, że następna płyta Form (zapowiedziana w piątek), oraz Why Bother? (na razie brak informacji, ale czekane jest na nią) ugruntują tę pozycję.

Why Bother? na scenie, Jurewicz na krześle