W ramach trasy koncertowej Deathcrusher Tour 2015 11 listopada 2015 w klubie B90 w Gdańsku zagrają Carcass, Napalm Death, Obituary i Voivod! Dzień później zespoły wystąpią w warszawskiej Progresji. Bilety kosztować będą 120 zł (przedsprzedaż) / 140 zł (w dniu koncertu).
CARCASS (Wielka Brytania) grindcore, melodyjny death metal:
Koncertowa jesień w Polsce będzie piękna tego roku… Za sprawą tego miażdżącego zestawu legend, który zawita nad Wisłę. Każdy z zespołów ma tak wielkie zasługi na scenie metalowej, że trudno je przecenić, a jeszcze trudniej uszeregować. Dlatego przedstawianie gwiazd listopadowych wieczorów zaczynamy alfabetycznie, od Anglików z Carcass.
W mieście, nad którym po wieki wieków będzie unosił się duch Beatlesów, Johna Peela, odwiedzającego regularnie stadion Anfield Road, na którym grał jego ukochany Liverpool, równo 30 lat temu Bill Steer i Ken Owen utworzyli formację Disattack, która dwa lata później przybrała nazwę Carcass. Bill do dziś jest w odrodzonym w 2007 roku zespole, Ken niestety po ciężkich przejściach zdrowotnych do wyczynowego grania na bębnach już nie powrócił.
O zespole można by napisać pokaźnych rozmiarów dysertację. Przypomnijmy tylko, że kiedyś Carcass poruszał się po gruncie grind core’a/death metalu, by po paru latach zmienić swój styl na bardziej techniczny i melodyjno-deathmetalowy, którego ukoronowaniem był genialny album „Heartwork”. Po reaktywacji angielska formacja wydała w 2013 roku album „Surgical Steel”, który zebrał świetne recenzje. W składzie Carcass niestety nie było już Michaela Amotta, który odbył z kolegami trasę reaktywacyjną, by później powrócić do własnej kapeli, Arch Enemy. Jego obowiązki przejął Ben Ash, zaś na perkusji gra Daniel Wilding. Bas i wokal niezmiennie obsługuje jedyny w swoim rodzaju Jeff Walker. Po powrocie zagrali już u nas koncert w Progresji i roznieśli ją w pył. Trudno podejrzewać, aby tym razem było inaczej. Miejmy tylko nadzieję, że Carcass zaprezentuje jesienią jakieś nowe piosenki.
NAPALM DEATH (Wielka Brytania) grindcore, death metal:
Mówimy grind core, myślimy w pierwszym rzędzie Napalm Death. To właśnie dzięki tej istniejącej od 1981 roku załodze, o graniu dla maniaków siedzących w undergroundzie usłyszał cały świat. To oni przetarli szlaki dla tysięcy innych, dla których ekstremalne tempa, ekstremalne wokale i ekstremalne kwestie poruszane w tekstach są jak kość dla psa. Wiadomo, że z oryginalnego składu nie ma obecnie w Napalm Death nikogo, ale ci muzycy, którzy w nim są, dostarczają nam niesamowitej muzyki już blisko 30 lat! Mark „Barney” Greenway niezmiennie piętnuje w tekstach polityków i korporacje za ich bezduszność i żądzę zysku ponad wszystko, wciąż wykonuje na koncertach swój pokręcony taniec, jakby ktoś podłączył go do prądu. Dzielnie asystują mu Shane Embury, Mitch Harris i Danny Herrera.
Napalm Death wyszedł od grind core’a, potem miał znaczący flirt z death metalem, zaś później rozwinął pielęgnowany do dziś styl, w którym jest miejsce na grind core’a, hard core’a, death metal, a nawet fragmenty uwielbianej przez Barneya alternatywy w stylu Swans. Anglików kochamy za to, że nie idą na kompromisy, mają gdzieś, co się lansuje i robią swoje. Barney mówił w jednym z wywiadów, że większość zespołów z upływem czasów łagodnieje. Ale nie Napalm Death. Dowodem na to kapitalna płyta „Apex Predator – Easy Meat” z 2015 roku, którą będą promować na polskich koncertach.
OBITUARY (USA) death metal:
Byli u nas na początku 2015 roku promując świetny dziewiąty studyjny materiał, ozdobiony genialną okładką „Inked In Blood” z jesieni 2014 roku. Dali show, jakiego pewnie wielu nie zapomni. Oni też wyglądali na wielce zadowolonych z przyjęcia, jakie im zgotowano. Mający jedyny w swoim rodzaju growling John Tardy i jego grający na perkusji brat, Donald, Trevor Peres i wielka postać deathmetalowych sekcji rytmicznych, Terry Butler (m.in. Death, Massacre, Six Feet Under) sprawiają wrażenie, i raczej nie jest to wrażenie mylne, że granie śmierć metalu cieszy ich tak bardzo jak parę dekad temu. Żadnej gwiazdorki, cały czas podziemny etos, który każde być blisko fanów, znaleźć czas, aby przybić z nimi „piątkę”, strzelić fotkę czy dać autograf. Zwłaszcza, że Obituary mają fanom niemało do zawdzięczenia, bo „Inked In Blood” został w całości przez nich sfinansowany poprzez kampanię crowdfundingową na platformie Kickstarter.
Każdy szanujący się fan death metalu wie, że powstali w amerykańskiej kolebce takiej muzyki, florydzkiej Tampie, 31 lat temu. Na koncie mają płyty, które składają się na kanon gatunku – „Slowly We Rot”, „Cause Of Death”, „The End Coplete”. Wybór z klasyków plus nowsze numery złożą się na, zapewne, kolejny niezapomniany show amerykańskiej legendy.
VOIVOD (Kanada) prog metal, thrash metal:
Bez nich nie byłoby szeroko rozumianego alternatywnego, czy awangardowego metalu. Czerpiąc z Van Der Graaf Generator, starego Pink Floyd, wczesnego King Crimson, punka, hard core’a oraz Venom kanadyjski Voivod stworzył swój własny niepowtarzalny i z miejsca rozpoznawalny styl muzyki, w którym królowały niestandardowe podziały i dysonanse. Nieżyjący już niestety Piggy (w 2015 roku obchodzimy 10-lecie odkąd genialny gitarzysta nas opuścił), Blacky (który w 2014 roku po raz kolejny pożegnał się z grupą) oraz wciąż tworzący pod szyldem Voivod Snake i Away odpowiadają za takie arcydzieła jak „Killing Technology”, „Dimension Hatröss”, „Nothingface”, „Angel Rat”, z których każda jest z nieco innej bajki, co świadczy o wielkiej wyobraźni Kanadyjczyków. Do tego dochodzi jeszcze wyjątkowa oprawa graficzna wydawnictw, za którą od samego początku odpowiada przesympatyczny Away. Obecne wcielenie Voivod uzupełniają: ten, któremu przypadło trudne zadanie wejścia w buty Piggy’ego, Chewy, czyli Daniel Mongrain, i nowy basista Rocky, czyli Dominique Laroche.
Kanadyjska kapela, choć od dawna nie ma już w niej Piggy’ego, udowodniła po jego śmierci, że nie zszarga dobrego imienia, na jakie przez lata ciężko zapracowała. Dowodem tym był świetny album „Target Earth” z 2013 roku. Miejmy nadzieję, że do jesieni 2015 roku Voivod ucieszy nasze uszy nowymi kawałkami. Ich muzyki nigdy nie za wiele.