Gentleman! – Cinco De Mayo

Gentleman!, niegrzeczni dżentelmeni wracają z drugim albumem studyjnym, który jest jeszcze ciekawszy od „Opowiem Ci kilka historii” sprzed dwóch lat. I co najważniejsze – wciąż śpiewają po polsku!

Brudna rockowa alternatywa, zabarwiona szalonymi latami ’70 i punkowym buntem. Tego należy spodziewać się na płycie złożonej z czternastu kawałków przepełnionych gitarowymi melodiami i ciekawymi polskimi tekstami, które albo się wykrzykuje, albo oplata delikatnie słuchacza, jakby specjalnym „seplenieniem” czy szeptami. Całość brzmi zaś tak, jak gdyby bracia Elwood i Jake Blues postanowili grać coś odrobinę cięższego niż blues rock i dorzucić do tego melodie w stylu starego poczciwego T. Love. Album bowiem wręcz kipi energią, świetnymi rozwiązaniami i wciągającymi numerami, które od niechcenia zaczynamy nucić już przy pierwszym odsłuchu.

Zakochać się można już w mocnym „Intro” czy w kapitalnym kawałku tytułowym, ale nie myślcie, że na tym się kończy. Bawią się konwencją tak fantastycznie, że nawet mamy przywołanie „Autobiografii” Perfectu w świetnym „Wszyscy po Aviomarin do pani” – już sam tytuł przyznajcie przywołuje uśmiech na twarzy. I ten lekko dyskotekowy szlif dosłownie wręcz ryje banię bardziej od Weekendu. Porywajcie swoje dziewczyny do tańca panowie! Jest do czego! Dwukrotnie pojawia się „Synergia” (na koniec w wersji radiowej), a w niej liryzm i lekka shoegaze’owa gitara. Piękno, które nieznacznie się rozwija i przywołuje w pamięci najpiękniejsze lata polskiej piosenki, kiedy muzyką i słowami opowiadało się historie. Kapitalnie wypada zwariowany „EC”, w którym partia klawiszy i francuskie słowa pojawiające się w tle wprawiają w trans jakiego nie powstydziliby się najlepsi DJe. Wkręcające jest też spotkanie z „Edwynem Collinsem”, które po kilku pięknych chwilach przechodzi w niesamowity, rozwijający się numer „Wielki czarny pies”. Ten zaś brzmi jak gdyby został napisany do któregoś z filmów Sergio Leone, może nawet do „Twin Peaks” Lyncha, zresztą oceńcie sami. Złych wrażeń nie ma w „Kein Geld”, naturalnie śpiewanemu po polsku. Brud prosto z garażu nadaje mu jeszcze większej zadziorności i dzikości, a zarazem bombastycznego luzu – i oto chodzi! Uspokoimy się trochę w „Balastach”, choć nie do końca – pulsacje są dalej obecne. Jest też „Emilka”, która chyba jako jedyna (mimo ciekawego tekstu) nie porywa, zwłaszcza jak po niej pojawia się kolejny hit pod postacią „Grindadrap”. A potem już tylko „Outro”. To, co puszczamy jeszcze raz?

Gentleman! nagrali zaskakująco świeżą i energetyczną płytę, która bez wątpienia wylądować powinna w odtwarzaczu każdego miłośnika rockowej alternatywy i tych, którzy narzekają na brak polskich tekstów. Tu tego nie brakuje, nawet okładka jest rewelacyjna. Alternatywa jest to na pewno, nie tylko muzyczna, ale także na wszędobylską papkę, która do niczego się nie nadaje. Nie rozumiem tylko jednego: czemu ta trójmiejska grupa wciąż ma tak mało fanów na facebooku?

gentleman cinco de mayo
skład:
Michał Rostworowski – wokal, klawisz, gitara, teksty
Piotr Malach – gitara, wokal, teksty
Jacek Tracz – perkusja
Adam Osik – gitara basowa
Łukasz Tylenda – gitara

01. Intro (coming in/coming out)
02. Kopiuj/Wklej
03. Cinco De Mayo
04. Wszyscy Po Aviomarin Do Pani
05. Synergia
06. EC
07. Edwyn Collins
08. Wielki Czarny Pies
09. Kein Geld
10. Balasty
11. Emilka
12. Grindadrap
13. Outro
14. Synergia (wersja radiowa)