Nie wiem dlaczego, ale albumy Lipali są dla mnie niczym wino – im starsze tym lepsze (nie liczę pierwszego „Li-Pa-Li”, którego do tej pory nie rozumiem). W momencie premiery smakują mi niczym średniej klasy jabol. Nie jestem w stanie się tym delektować, po prostu przyswajam bez emocji i zachwytu. Natomiast wraz z upływem czasu dostrzegam w płytach Lipali coś na tyle interesującego i chwytliwego, co przykuwa moją uwagę i zmienia zdanie o płycie. Tak było z poprzednimi „Pi” i „Bloo”, tak jest z ostatnim krążkiem „Trio”, który przeleżał u mnie blisko rok by doczekać się recenzji.
Jedyne co mnie martwi, to tendencja Lipali do łagodzenia płyt, zarówno pod względem brzmienia jak i kompozycji. Chociaż ma to jedną zaletę – piosenki mają więcej przestrzeni. Większość kawałków z „Trio” (nie tylko puszczane do upadłego „Barykady”) może z powodzeniem hulać na Esce Rock o każdej porze dnia i nocy, czego o wydanej w 2004 roku „Pi” bym nie powiedział. Ale nie samymi spokojnymi utworami Lipali w 2009 roku żyje. Ciężej robi się w takich numerach jak „Pan”, „Do Dna” czy „Ponoć”. Jedyne co się nie zmieniło to głos Lipy. Nadal jest mocny i rasowy, jakby czas się go nie imał. Nie ujmując niczego pozostałej dwójce muzyków, ale to właśnie wokal jest siłą napędową „Trio”. Z pewnością Tomek jest jednym z najlepszych rockowych wokalistów w Polsce, całkowicie zasłużenie dostał rok temu wracającego do łask Fryderyka. Kilka dni temu ogłoszono nominacje do nagrody za poprzedni rok, zespół został nominowany za „Trio” w 7 kategoriach.
Lipali kontynuuje na „Trio” tradycję kowerowania starych polskich piosenek. Po wykonywanej swego czasu na koncertach „Płonie Stodoła” Niemena czy nagranym na składankę poświęconą Martynie Jakubowicz „Ardżuna i Kriszna”, grupa umieściła na płycie swoją wersję „Białej Flagi” Republiki. Początek niczym nie zachwyca, jest całkiem zbliżony do oryginału, ale w połowie rozkręca się niespodziewanie, wręcz metalowo.
Nie rozumiem tylko po co umieszczono na końcu jako bonus „Jeżozwierza” w dokładnie takiej samej wersji jak na „Bloo”. Czyżby niezwykle innowacyjny i przełomowy chiński chłyt materdindowy? ;)
Reasumując – płyta na pewno się spodoba wielbicielom polskiego rocka z trochę mocniejszym zacięciem. Fanatyczni wielbiciele Illusion pewnie tego nie przełkną, ale „to se ne vrati”. Cieszy to, że przy obecnej modzie na wszelkiej maści indie brit popy, również taka muzyka dobrze sobie radzi w mediach.
ocena: 7/10
skład:
Tomasz „Lipa” Lipnicki – wokal, gitara
Adrian „Qlos” Kulik – gitara basowa
Łukasz „Luk” Jeleniewski – perkusja
01. Wiersz
02. Barykady
03. Pan
04. Do Dna
05. Upadam
06. Biała Flaga
07. TKM
08. Ciche Głosy Szepczą Po Co?
09. Ponoć
10. Życie cudem
11. C.D.N
12. Jeżozwierz (bonus track)