Pomimo sporego ostracyzmu tzw. „środowiska”, nu metal nie umiera i niczym Lenin jest wiecznie żywy. Gatunek ten nigdy nie zyskał w Polsce większej popularności, ale ciągle powstają zespoły, które obracają się w mniej lub bardziej utartych ramach tego typu klimatów. Nobility Stalk nie jest wyjątkiem, nad całością epki „Taedium Vitae” unosi się duch Korna czy Limp Bizkit. Szczególnie ten pierwszy zespół, a w z zasadzie jego brzmienie po dziś dzień jest inspiracją dla całej masy zespołów, wliczając w to bohaterów niniejszego tekstu.
Po krótkim, elektronicznym intrze wita nas „Cisza”, która na początku jest stonowana i dopiero w finale wybrzmiewa większą mocą. To dobre wprowadzenie, które nastraja do reszty, jest to też najbardziej radiowy kawałek chłopaków. Kolejny numer w postaci „Świat umiera” niesie ze sobą depresyjny klimat, ale w końcu tytuł zobowiązuje. Tutaj też wokalista się rozkręca, który oprócz rapowanek i mocnego śpiewu dorzuca też screamowanie. „Noce” mają świetny podkład w zwrotce, taki trochę pod Wesa Borlanda motyw gitarowy, który zostaje w głowie. Podobnie wypada przy tym kolejna piosenka, czyli „Zły. Płytę kończy utwór tytułowy, który tłumacząc z łaciny na polski oznacza „wstręt do życia”. Lekko nie jest, są momenty do cięcia, ale czuć z każdą sekundą, że finał jest bliski i zbliżamy się do końca.
Nobility Stalk nie odkrywa Ameryki, ale chłopakom z pewnością nie o to chodzi. „Taedium Vitae” to udany materiał, który jest dobrą wizytówką zespołu. Nad całością unosi się dość depresyjny duch, którym mnie kupili. Lubię smutne czy nostalgiczne klimaty w muzyce więc tylko u mnie tym plusują. Chociaż przyznam się na koniec, że początkowo byłem dość sceptycznie do tego nastawiony.
skład:
Michał Dąbrowski – wokal
Łukasz Rokicki – gitara
Patryk Kocel – gitara
Marcin Lewiarz – gitara basowa
Kamil Kołodziejczak – perkusja
1. Intro
2. Cisza
3. Świat umiera
4. Noce
5. Zły
6. Taedium Vitae