Umrzeć można na różne sposoby. Medycyna zna nawet przypadki śmierci z powodu bycia zbyt zdrowym. W naszym organizmie znajdują się setki, a może nawet miliony wirusów czy niewidzialnych gołym okiem mikrobów, bez których człowiek może przestać prawidłowo funkcjonować, a w konsekwencji umrzeć. Był chyba nawet o tym odcinek Doktora House’a. Takiemu pacjentowi trzeba było podać podstawowe zarazki występujące u każdego z nas, aby mógł przeżyć.
Jak ma się to do najnowszej płyty Pawła Przyborowskiego, o którym pisałem dwa lata temu przy okazji piętnastominutowego wydawnictwa „EP15”? Tak właśnie – „Śmiertelnie zdrowy” – zatytułował swój dłuższy, bo nieco ponad półgodzinny materiał, który porusza bardzo atrakcyjną oprawą graficzną przygotowaną przez Sztukodzieło, czyli znaną między innymi z Kiev Office Asię Kucharską. Czerwień zachodzącego słońca niebezpiecznie wpada w fiolety i złowrogo oświetla budynek, który przypomina szpital. Do tego postać w ptasiej masce, zupełnie jakby był to lekarz z okresu dżumy. To jednak nie jest lekarz, to zwykły człowiek, który pod maską ukrywa swoje problemy, depresję i emocje, swoje społeczne obserwacje. Nie oznacza to jednak, że płyta jest nastawiona na negatywne emocje, a przynajmniej nie do końca.
Otwiera płytę wolny, unoszący się w powietrzu i lawirujący między smutkiem niepokojący „W moim mieście”, który z miejsca skojarzył mi nastrojem z debiutanckim albumem Pawła Swiernalisa i jego utworem „Sierść”. Nawet głos Przyborowskiego operuje tymi samymi emocjami co Swiernalis. Po nim wpada dużo żywszy, alt rockowy (głównie za sprawą świetnego surowego garażowego brzmienia) utwór tytułowy, który fantastycznie wchodzi w głowę. Trzeci kawałek to bardzo dobry i poruszający „Dzień w teatrze”, który pozostaje w brzmieniu poprzednika lekko balansując między bluesem, a rockiem alternatywnym. Bardzo ciekawie Paweł Przyborowski w nim śpiewa bawiąc się aktorską intonacją, którą tak bardzo w ostatnim czasie polubił Piotr Rogucki, jednak Paweł jeszcze nie popadł w manieryzm z jakiego znany jest wokalista Comy. Swiernalisowo robi się ponownie w „Nie ma nas już” – kolejnym powolnym i przepełnionym smutkiem numerem, który wyraźnie został zbudowany wokół klimatu i Rojkowym w tonie głosem Przyborowskiego. Myslovitzowo jest tutaj także w bardziej żywiołowej drugiej połowie.
Cieplej robi się w skocznym kawałku zatytułowanym „Inna”. Tu także słychać wpływy twórczości Swiernalisa i to chyba nawet z czasów gdy występował jako Lord and the Liar, jest nawet myslovitzowo. O kopiowaniu nie ma jednak w żadnym wypadku – chodzi o bardzo zbliżoną wrażliwość, którą dopełniają znakomite polskojęzyczne przepełnione smutkiem i emocjami słowa. Po nim wskakuje utwór „Dla Ciebie”, który wraca do nieco wolniejszych i smutniejszych rejonów i tylko tytułem nawiązuje do przeboju Myslovitz sprzed prawie dwudziestu lat (!). Bardzo klimatyczny, znów trochę jak z solowej twórczości Roguckiego, a trochę jak z ostatnich dwóch płyt Voo Voo jest przedostatni „Przemysł pogardy”, który wraca do ponurych tonów z początku płyty. Tu także następuje jednak bardzo ciekawe przełamanie niemal improwizowanym noise’owo-alternatywnym rozwinięciem, które gdyby ciągnęłoby się dłużej i dorzucić do niego jeszcze saksofon, to byłoby jeszcze bardziej kwaśne niż jest w rzeczywistości. W ostatnim noszącym tytuł „Trochę mniej” znów jest sennie, smutno i powolnie. Tu nachodziły mnie skojarzenia z kawałkiem Apolinarego Polka „Woła mnie słońce” wymieszanego z poezją Szymborskiej i stylistyką piosenek Agnieszki Osieckiej. Po prostu świetne.
Nowy album Pawła Przyborowskiego nie należy do długich, ale nie przelatuje, kręci się niespiesznie i pozwala na zatrzymanie się przy dźwiękach i słowach. To album trochę nierówny, ale przepełniony świetnymi tekstami, interesującymi dźwiękami, emocjami i sporą dawką wrażliwości. Wreszcie to płyta, której nie da się dobrze zrozumieć przy jednym odsłuchu, trzeba ją poznawać warstwa po warstwie i następnie składając każdy z tych elementów w całość. Jeśli cenicie twórczość w takiej stylistyce i z wypiekami wypatrujecie każdego koncertu Pawła Swiernalisa, to zwróćcie także uwagę na Pawła Przyborowskiego, bo o nim też będzie niedługo równie głośno jak o jego poznańskim odpowiedniku.
skład:
Paweł Przyborowski – wokal, gitara, gitara basowa, instrumenty klawiszowe
Piotr Łukasiuk – perkusja, instrumenty klawiszowe, loopy
Oskar Feliński – gitara basowa
Joanna Rybka – wokal
Agata Leśniewska – wokal
Michał Miegoń – syntezator
1. W moim mieście
2. Śmiertelnie zdrowy
3. Dzień w teatrze
4. Nie ma nas już
5. Inna
6. Dla Ciebie
7. Przemysł pogardy
8. Trochę mniej