Niedziela to słaby dzień na koncerty. Wiadomo, nazajutrz trzeba wybrać się do fabryki i walczyć o przetrwanie. Niby ani sobie nie wypijesz, ani nawet nie zostaniesz do końca, bo pociąg, autobus lub inna taksówka. Jednak w Wydziale Remontowym tego dnia zjawiło się naprawdę multum ludzi, dla których ekstremalny metal jest widocznie ważniejszy niż ból porannego wstawania do roboty. Cóż, zawsze można wziąć sobie urlop.
Tego wieczoru w gdańskim klubie miał miejsce wyjątkowy koncert. Jako gwiazda wystąpiło amerykańskie Absu, occult death/blackowy zespół, który w Polsce grał chyba pierwszy raz. Jako support wspomagali ich na scenie maltańscy rzeźnicy z deathowego Beheaded i świeżutki lokalny band Towards The Unknown.
Koncert zaczął się z lekkim opóźnieniem. Jako pierwsi na scenę wyszli młodzieńcy z trójmiejskiego Towards The Unknown. Nie jestem w stanie zdefiniować ich muzyki. Trochę prostego death metalu, czasem czyste zaśpiewy w jakimś folkowo – wikingowskim stylu, trochę darcia paszczy przez gitarzystę i innych naleciałości. Widać, że chłopaki nie wiedzą jeszcze co chcą grać i lawirują pomiędzy stylami, wciskając parę groszy od każdego rodzaju. Na pewno nie można odmówić im energii, zaangażowania na scenie i ogólnego show, to było ok. Musiałbym coś posłuchać na płycie, niech coś nagrają, może wtedy będę w stanie coś więcej powiedzieć na ich temat.
Po półgodzinnym występie Towards The Unknown nastąpiła dłuższa przerwa. W ostatnim momencie przed wydarzeniem, organizator zmienił kolejność kapel i jako drugie zagrało Absu – headliner tego wieczoru. Po zainstalowaniu się „okultystów” na scenie zabrzmiało intro i zaczęli. Jedynym oryginalnym członkiem składu od początki istnienia jest pan o ksywce Proscriptor, który wszedł na scenę z przyczepionym do twarzy mikrofonem bezprzewodowym i zasiadł za perkusją. Pierwsze takty i czaszki zebranych zaczęły pękać pod naporem mocnych riffów. To jest właśnie to, o co chodzi w muzyce metalowej – riff, prosty riff, który stworzy klimat, wgniecie w podłogę i połamie kości. Kompozycje Absu, nawet te sprzed dwudziestu lat bronią się same, wprowadzając mroczną atmosferę. Lider za perkusją blackowym growlem zapowiadał kolejne kawałki w bardzo oryginalny i agresywny sposób. Wszystko pasowało do koncepcji, stworzonej kiedyś przez Absu. Poszarpane czarne stroje, makijaże i niesamowite show muzyków na scenie.
Po kilku utworach Proscriptor oddał pałeczki muzykowi, który dołączył na scenie i zasiadł za niego. Występ nabrał nowego wymiaru. Lider bardzo gęsto gestykulował przy każdym utworze pokazując wiadome rogi, kładł się na scenie, wyginał i darł ile wlezie. Szkoda, że tak krótko grali. Być może spowodowane było to 20-25 minutową obsuwą. A to nie był jeszcze koniec koncertu, jeszcze miał się pojawić Beheaded.
Występ Absu trwał może 45 minut, ale był bardzo intensywny, mocny i na temat. Wspaniałe uczucie zobaczyć w końcu na żywo kapelę, której pierwsze kasety słuchało się dwadzieścia lat temu. Do głowy by mi nie przyszło, że zobaczę ich live, a tym bardziej w swoim mieście.
Po Absu wyszedł Beheaded i podobijał rannych. Szybki, mięsisty death metal z niewieloma zwolnieniami. Dobrze, że jeszcze mieli publikę, bo mogłoby się wydawać, że po takim akcie jak Absu wszyscy mają dość i odpuszczą. Beheaded zagrzmiał poprawnie, zmiótł resztki i tak zakończył się ten niedzielny wieczór.
Jak widać, nie brakuje w trójmieście fanów tak oryginalnych zespołów jak Absu. Dużo było starej gwardii, która na pewno wychowywała się przy tych dźwiękach. Bardzo dobrze, że są też młodzi ludzie, którzy poznają i odkrywają „stare rzeczy”. Mnie ich koncert zmiażdżył i niech żałuje ten, kogo nie było. Brzmieniowo w Wydziale bez zarzutu, czyli klasycznie.