Dzięki płycie Soma White uświadomiłem sobie w końcu oczywistą oczywistość. Polska to potęga nie tylko w ekstremalnym metalu, ale i progresywnym, klimatycznym graniu. Jednak to nic dziwnego, takie zespoły jak Marillion, Archive czy Porcupine Tree cieszą się u nas niesłabnącym zainteresowaniem od wielu lat, a gusta przekładają się też na fascynacje muzyków. Debiutancki album Soma White bez wstydu można stawiać obok Riverside czy też Believe, Osada Vida, Satellite i innych.
Spotkanie z muzyką Soma White to odkrywanie piękna i bogactwa muzyki, to oderwanie się od rzeczywistości i zanurzenie w rejony zarezerwowane dla potęgi ludzkiej wyobraźni. Muzyka w tym wypadku jest doskonałym katalizatorem stymulującym umysł. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy będzie podzielał moje wrażenia. Jeden widzi tylko muzykę, inny wyniesie coś więcej.
Inspiracje Soma White nie ograniczają się tylko do najprostszych skojarzeń takich jak Porcupine Tree czy Marillion. Znajdziemy tu tez echa Dead Can Dance w „On The Shore”, czy Pink Floyd w „Better Reality”. W ich muzyce nie brakuje też bardziej nowoczesnych nawiązań, czerpiących chociażby z dorobku trip hopu (szczególnie w „Pure Nonsence”).
W przypadku tego albumu ciężko jednak wyróżniać pojedyncze piosenki. Od pierwszych taktów pochłania słuchacza bogata muzyczna opowieść. Każdy utwór to kolejna część historii, w każdym dzieje się sporo. Oprócz typowo rockowych rozwiązań, często na pierwszy plan wychodzą elektroniczne wstawki. Co najważniejsze, mnogość stosowanych patentów nie powoduje bałaganu. Partie czy to wydobywane „z ręki”, czy z elektronicznych gadżetów, są dobrze przemyślane i pasują do układanki. Pomimo długości utworów (połowa ma ponad 8 minut długości), o ziewaniu nie ma mowy. Każdy potrafi zaskoczyć i za każdym przesłuchaniem przykuć uwagę kolejnym szczegółem, który wcześniej umknął.
Zespół Soma White przyłożył się nie tyko do samej muzyki, ale i strony wizualnej wydawnictwa. O ile pudełko typu digibook nie jest zaskoczeniem, to środek już jest. Po otworzeniu opakowania płyta eksponuje się w pionie wśród czerwonego obicia niczym pierścionek. Szkoda tylko, że tak niecodzienna otoczka nie zostawiła miejsca na teksty piosenek.
Polecam ten album każdemu kto ma wolny wieczór i ochotę zrelaksować się nie tępym gapieniem w telewizor, ale pięknymi dźwiękami. Soma White doskonale potrafi pobudzić wyobraźnię i pomóc w ucieczce od szarej rzeczywistości. Jednak tej płycie trzeba dać chwilę na przetrawienie, nie wchodzi od razu gładko, ale z każdym kolejnym przesłuchaniem robi się tylko bardziej smakowita.
skład:
Hania Żmuda – wokal
Piotr Pastwa – gitara
Marek Chudzikiewicz – gitara
Paweł Wysocki – klawisze
Krzysztof Szymczak – perkusja
Robert Majewski – gitara basowa
1. The Mind Parasite
2. Pure Nonsense
3. On The Shore
4. Better Reality
5. A Day To Overcome
6. Travel Story
7. Re-Hope
8. Grateful
9. Respect – A Tribute For Nature