Blindead, Lonker See, Hadal (Gdańsk, B90 20-04-2019)

Blindead po retrospektywnym koncercie w starym składzie z okazji wydania reedycji na dziesięciolecie płyty „Autoscopia / Murder in Phazes” w grudniu zeszłego roku, powróciło na deski gdańskiego B90, tym razem z nowym albumem „Niewiosna”. Aktualne wcielenie zespołu jest czymś zupełnie innym niż to, co grupa prezentowała kiedyś. Grupa po personalnych perturbacjach działa teraz jako trio, które mają wspomagać zaproszeni goście. W roli wokalisty na „Niewiośnie” pojawił się Nihil (m.in. Furia, Massemord, Morowe), który sprawił, że Blindead jeszcze dalej wybiegło poza metalową szufladę i ciężko dopasować ich muzykę do konkretnego gatunku. To zespół, który od dawna działa nieszablonowo więc tak obrana droga nie powinna nikogo specjalnie dziwić. Jak ten „niealbum” z „niemetalem” tego „niezespołu” zabrzmiał w koncertowych warunkach? Na pewno intrygująco, ale poświęćmy chwilę na supporty w postali Hadal i Lonker See.

Pierwszy z nich to debiutanci, którzy we wrześniu 2018 r. zaprezentowali demówkę z dwoma utworami. Inspirują się black metalem, ale ich muzyka wykracza poza ramy tego gatunku i na pewno bliżej im do tych wszystkich nowoczesnych wynalazków w stylu blackgaze, niż norweskich klasyków. Ciekawe momenty były, chwilami brzmiało to niczym Entropia, ale takie podejście do blacku do mnie nie trafia. To nie jest tak, że tylko Venom, Darkthrone i długo, długo nic, bo lubię niektóre nowe blackowe trendy, ale musi być w tym metal i piekło. Bez odpowiedniego klimatu, otoczki, siły i teatralności ten gatunek sporo traci. Podziękowania wokalisty na koniec szczęśliwym, młodzieńczym głosem też mnie nie przekonały. Nie ten gatunek. Lepiej zejść ze sceny milcząc.

Pozytywniej odebrałem koncert Lonker See. Ekipa Bartosza Borowskiego rozkręcała się powoli, ale ta ich rozimprowizowana muzyka łącząca jazz, rocka i transowość z każdą minutą trafiała do mnie bardziej. Szczególnie dobrze wypadały fragmenty kiedy do głosu dochodziła basistska Joanna Kucharska, której wokalizy świetnie dopełniały muzyczne wyskoki jej kolegów. Jakoś specjalnie jazz mnie nigdy nie interesował, taki instrument jak saksofon tym bardziej, ale w przypadku Lonker See wszystkie uprzedzenia znikają. Długie formy ich utworów również nie odrzucają, wręcz pomagają w odbiorze tej muzyki, pozwalają lepiej wchłonąć dźwięki i nastrój płynący ze sceny. Zespół sprawia wrażenie, że przede wszystkim dobrze się bawi grając muzykę, co powoduje, że chemią między nimi aż kipi i są jednością.

Pierwszy koncert Blindead z nowym materiałem był niewiadomą dla fanów i pewnie sporym stresem dla muzyków. Pomimo początkowych kłopotów technicznych wyszli z tej próby zwycięsko, Nihil bardzo dobrze się w tym wszystkim odnalazł i nie było czuć braku któregoś ze starych członków. Panowie zagrali cały materiał zawarty na płycie „Niewiosna”, trochę jednak rozciągnięty intrami w porównaniu ze studyjną zawartością, z czterdziestu pięciu minut do godziny. Tak jak na płycie, również na scenie była ich czwórka. Pierwszy, tytułowy utwór zagrali bez basu na dwie gitary, ale w już kolejnych jakże udanie tę przestrzeń z pełną potęgą kruszenia murów wypełniał Mateusz Śmierzchalski. Za gitary przez resztę czasu odpowiedzialny był Nihil, który pod koniec koncertu przejął basówkę od lidera Blindead. Przede wszystkim liczyło się tutaj naprawdę monumentalne brzmienie całości. Każdy instrument był niczym młot walący w ścianę, bębny Konrada Ciesielskiego waliły ze skuteczną precyzją, a elektroniczne dźwięki i sample serwowane przez Bartosza Hervy’ego będącego niczym dyrygent tej apokaliptycznej orkiestry, nie były wypełnieniem tła czy wprowadzeniem do kolejnych części, ale też pełniły rolę pełnoprawnego instrumentu. Największa niewiadoma, którą był Nihil, doskonale wpasował się do reszty i czuł emocje płynące z tej muzyki. Jego charakterystyczne teksty, pozy i zachowania, sprawdzają się nie tylko w jego macierzystej Furii. W swoim stylu przeżywał graną przez siebie muzykę. Nie zabrakło leżenia na głośnikach czy siedzenia w momentach przerwy.

Blindead udało się powrócić w doskonałym stylu, przybicie misia Śmierzchalskiego i Hervy’ego pod koniec świadczyło o jakże emocjonalnym podejściu muzyków do zagrania tego koncertu. Oto właśnie w Blindead chodzi. Nie o wyrachowanie, odegranie porcji „hitów” i pójście do domu, ale o przekazanie widzom uczuć, które w tym zespole zawsze grały jedną z najważniejszych ról. W kilku momentach pojawiły się u mnie ciary więc nawet takie odchudzone Blindead dalej wbija się w trzewia i nie daje odczuć braku dodatkowych muzyków. Z pewnością ten zespół nie powiedział jeszcze swojego ostatniego słowa, a koncert nie był ich gwoździem do trumny. Może i tym razem nie było aż tylu ludzi co zawsze – dzień przez świętami i odbywający się w pobliskiej Protokulturze koncert metalowy, a może materiał nie jest po prostu aż tak łatwy w odbiorze i wymyka się z metalowych ram przez co traci na masowości, ale pod względem artystycznym Blindead kroczy słuszną drogą i w warunkach koncertowych okiełznał „Niewiosnę” jak trzeba.